Smak lata.


Każdemu co innego kojarzy się z letnim smakiem. Dla jednych to kompot truskawkowy, rabarbarowy czy szczawiowa ze świeżo zerwanego szczawiu z babcinego ogródka. Dla starszych to woda prosto ze studni, wyciągnięta z siłą mięśni, wypijana z metalowego kubka. Zawsze takie wiadro czystej wody służyło również dla zwierząt w gospodarstwie; koni, kur czy kaczek. 

Smak lata to pajda świeżo upieczonego chleba z grubo posmarowanym masłem, nie takim z marketu, ale z ręcznie wyrabianej maselnicy. Tłukło się śmietanę do godziny, ale zachwyt i radość z gotowego produktu była niczym dla wielu skok na bungie albo koncert AC/DC na żywo. Na taką słuszną pajdę kładło się plasterki rzodkiewki albo łyżkę babcinego dżemu. 

O tym dżemie dziś krótko; warto coś samemu przetworzyć, warto zabawić się w kuchni latem. Całe stragany uginają się od towarów. Często to truskawki ,,za grosze'' takie od producenta, który już wie, że ich nie da rady sprzedać. Zawsze można się dogadać i ,,pomerdać wazówką'' w garnku. Zamiast do parku czy lasu, można podjechać do rolnika. Dopytać o to, co nas interesuje, a może popracować i w zamian wziąć trochę towaru? 


Często plantatorom brakuje rąk do pracy, a nam nudzi się w domu. Zawsze można pozrywać wiśnie czy czereśnie i za pracę zaproponować nie pieniądze, ale właśnie wspomniane owoce. Cieszyć będą niezmiernie, bo to ciężko zarobione i tym samym smaczniejsze, bardziej docenimy siebie i to, co wydarzy się dalej. Ile sił wystarczy, zawsze można zrobić kompoty, dżemy i soki. Ważne, by praca cieszyła, by radość z tego, że zimą otworzymy nie sklepowy szmelc, ale swoje, własnoręcznie zrobione rarytasy. Boże, jakie to dobre!




Dziś w mojej kuchni dżem z truskawek i rabarbaru. Najpierw do ogrodu, a potem do kuchni. Trochę cierpliwości, bo szypułki, bo ogonki, ale warto było. Ponad trzy godziny na lekkim ogniu, trochę cukru { wierzę w moc cukru} wiadomo, trzeba pokręcić się wokół garnka, bo mieszać trzeba i to często. Rabarbar! ten w czasach dzieciństwa odgrywał wielką rolę, teraz trochę zapomniany. U mnie rośnie jak szalony.
 Można w tym czasie prasować, czytać czy oglądać życie bocianów {te na web camera} są zjawiskowe. No i co? i po wskazanym czasie wkładam, do niewielkich słoiczków ten skarb, zakręcam, cieszę oko i stawiam do góry nogami. Gdy wystygnie zanoszę swoje dzieło na półkę i zerkam od czasu do czasu, kocham to. 

Komentarze