Pan Pomidor.


W dzieciństwie zagmatwana gra w pomidora, w szkole tajniki upraw, a w obecnym czasie {i dużo wcześniej, szacunek, troska i poważne uczucie} do niego, Pana Pomidora. Tuwim pisał; ,,Pan pomidor wlazł na tyczkę. I przedrzeźnia ogrodniczkę. Jak pan może, Panie pomidorze?!...Jednak z naukowego punktu widzenia {tak mojego, jak i tego z netów} wynika, że pomidor to owoc, ponieważ powstaje z kwiatów i zawiera nasiona. Odmian tego zjawiskowego, niezwykle pysznego warzywka jednak, jest cała masa. Od lekko zabarwionych na żółto, po różowe, czerwone, purpurowe, zielone, a nawet czarne. {od czerwca takie słodkości, teraz czas na te giganty, niezwykłe}Zostaw komentarz, jeśli tekst Ci się podoba.

[Ten tu, waga Jegomościa to prawie kilogram]
Gdybym miłość do ich uprawy rozpoczęła dawno temu, dziś pewnie nie byłabym tu, gdzie jestem, a moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Jednak pora na pomidora sama do mnie przyszła, trochę późno, ale uczucie jest obopólne i czasem ciężko, ale pomidor na stole musi być. Pod każdą niemal postacią. W sałatce, zupie, sosie czy w słoiku, na zimę. W zalewie octowej smakują wybornie, maluchy, zamknięte w słoiku, z dodatkiem kilku ziarenek gorczycy. Nie wspomnę o tych kiszonych, to po prostu bajeczka kulinarna.Taki pomidorek z cebulką, solą{ bez soli smakuje marnie, jednak} czasem trochę dobrej oliwki, sosu balsamicznego czy sera feta. Nic więcej nie potrzeba, sam [bez wędliny, wymyślnych serów czy chleba] sam pomidor jest THE BEST! 



W moim ogrodzie powstają od maleńkiego, ledwie widocznego nasionka. Wysiewane w marcu do skrzynek, doglądane, spryskiwane letnią wodą, wylegają z ziemi niczym stwory w złym śnie. Jednak nie straszą, a radują i dają ogromne pokłady szczęścia. Takie tłumaczenie typu; cieszy! robię to, bo to kocham! Mało do kogo dociera. Tego trzeba samemu doświadczyć. Zderzyć się z parszywą rzeczywistością, że to, co na sklepowych półkach, to nie to, co w naszym ogródku. Jednak wielu nie przepada za pomidorem, za sosem z pomidora, nie trawi tego smaku, ja to rozumiem, gdyż kilka lat wstecz badania lekarskie wykryły u mnie ,,przepotasowanie''.  Inaczej mówiąc, miałam wysoki poziom potasu i przez dwa miesiące[maj i czerwiec] nie mogłam jeść moich ulubionych ,,tomatosów''.

{bakłażan, też jest spoko}
Dziś jest wszystko w znakomitej normie, poza strzykaniem w kościach czy niestrawnościach po spożyciu kilkuletniej naleweczki z porzeczki czy wiśni. Pomidory uprawiam dla przyjemności ich jedzenia. Zaraz znajdą się i tacy, co wykrzyczą mi, że zjadam pomidory! To co mam jeść? Trawa też żyje, komosa, algi...Poniosło mnie! A propos bakłażana- dwa sezony wstecz miałam je w szklarence, rosły razem z pomidorami i imbirem, ale...No właśnie! Hektary bulw, pyr, kartofli- zaraza ziemniaczana to pikuś w porównaniu z tym, co jeszcze może do mojego ogródka wtargnąć z tych kartoflanych pól. Wtedy zmarnowały mi się całe uprawy pomidora, ogórka, cukinii i właśnie wspomnianego bakłażana. Wszędobylska i niezwykle żarłoczna stonka ziemniaczana, wchłonęła całe moje uprawy. Ot, takie życie ogrodnika.






{soczyste, słodkie, delikatne, mięsiste, zdrowe i ekologiczne, moje ci one}
Dużo z nimi wysiłku, ale warto mieć je blisko siebie, szczególnie latem. Z nieba spada złoto, a taka deszczóweczka złapana w pojemnik, nic nie kosztuje, ale zadba szczególnie o nasze uprawy. Wszak z pomidorem dość długa przyjaźń, bo od początku marca, trzeba patrzeć czy nic mu nie dolega, podlać w porę, zabezpieczyć przed robakiem, grzybem i chłodem, ale warto. Ponieważ smak tego, swojego Pana Pomidora, to niebo w gębie, to raj dla duszy i ciała. Pomidor zawiera wiele cennych składników mineralnych, witamin[wsio znajdziecie w netach] Dla dbających o linię, to bomba i cud natury w jednym. Jedzmy to, co właśnie w zasięgu oka, sezonowo. Pomidory, wspomniane wcześniej ogórki, fasolkę...itp.

Komentarze