Ojczyzna, to miejsce na Ziemi, a może po prostu dobry adres. Wiele lat temu zazdrościłam osobom, które mieszkały w tym samym miejscu, od urodzenia po dzień dzisiejszy. Pytałam; Jak to robią, komu duszę oddać musieli i czy są szczęśliwi. Jednogłośnie odpowiadali mi, że owszem, są zadowoleni z tego faktu, że nikt im niczego nie zabraniał, ani też nie próbował przechytrzyć. Gdzie żyje się najlepiej w Polsce? Wielkopolanie twierdzą, że u nich. Kaszubi, że ich piękne, rozległe i zjawiskowe miejsca do życia są niezastąpione.
Małopolanie uzurpują sobie palmę pierwszeństwa, bo cisza, spokój, a raczej oaza spokoju. Wokół góry, pagórki i czyste powietrze..[no, z tym świeżym powietrzem to ja bym negocjowała] Mazury nie dają za wygraną, bronią się swoim bystrym nurtem rzek i jezior. Pod dostatkiem ryb, a latem turystów spragnionych wolnych terenów do opalania i nie tylko. Śląsk, bogaty w kulinarne osiągnięcia, ma również do zaoferowania choć okopcone węglowym dymem, to jednak tereny, na których spokojnie można próbować ułożyć sobie życie. ,,Kopidoły'' muszą dogadać się z przyjezdnymi, a ci do łatwych i ustępliwych nie należą. Kuchnia śląska, trochę niemiecka, trochę polska, ale o tym jeszcze będzie.
Jednak osobiście, jestem tu, gdzie jestem. Mazowsze pozwoliło mi [choć z małymi przystankami na oddech i przemyślenia- były inne miejsca] żyć, pracować i cieszyć się codziennością. Tu, wśród mazowieckich pól i łąk, poznawałam wygląd i potrzebę, a raczej pragnienie posiadania ziół. Przyglądałam się ptakom, które na wiosnę przybywały do pobliskiej ,,kariery'' {to niezliczone doły, metry głębokich rowów po budowie pobliskich torów kolejowych} Tu latem uczyliśmy się pływać, rozpoznawać żaby, raki i kijanki. Tu zimą, na sporych, pokrytych lodem powierzchniach uczyliśmy się [sami, jeden z drugim, bez instruktorów, bez jakiejkolwiek pomocy] śmigać na łyżwach.
Zjeżdżaliśmy na czym się dało z górki. Nikt nie ,,złapał'' kleszcza, grypy czy kataru. Odżywialiśmy się tym, co urosło nieopodal, co nadawało się do zjedzenia mimo, kwasowości, ostrości i trudności w znalezieniu sporej tego czegoś ilości.
Kto jakie umiejętności posiadał, Tu mógł odnaleźć się, i poddać wszelkim próbom ocen, stanąć na nogi i - lub...mieć w nosie to ,,co powiedzą inni'' Liczyła się inwencja twórcza małoletniego i jego stan ducha. Radosnym i niezwykle prawdziwym chwilom nie było końca. Często z ziębniętym nosem, mokrymi nogami i odmrożonymi policzkami wracaliśmy do domów. W świetle księżyca, ze strachem na ramieniu; Co powie rodzic? To Tu, na Mazowszu było jak w bajce. Szybki sen, pobliska szkoła, kontakt z rówieśnikami dawał nam sens życia, wiejskiego, mazowieckiego, beztroskiego kontaktu z przecudną naturą. Cdn.[komentarz mile widziany]
Komentarze
Prześlij komentarz