Dietetycznie.

Rosła od lutego, przepikowana, przesadzana z miejsca na miejsce, aż w końcu urosła niczym potężna łepetyna. Krucha, delikatna w smaku, zjawiskowa, moja, własna -sałata lodowa. Takiej nigdy nie widziałam w markecie, ani nigdzie indziej. Sama jestem pod ogromnym wrażeniem, bo taką sobie wybrałam, ale nie sądziłam, że będzie z niej sałata gigant!Wyrosło kilkanaście, sukcesywnie zjadane, na wszelkie możliwe sposoby. Z kwaśną, gęstą śmietaną, cebulką i koprem. Tu, na fotce, ostatnie zabiegi pielęgnacyjne, umyta, pociapana w paski. Kilka kawałków pomidora malinowego, cebuli cukrowej, sok wyciśnięty z cytryny, ciutkę soli i pieprzu, a na koniec. Hmm, to sama celebracja degustacji, kunszt kulinarny; oliwa z pierwszego tłoczenia i muśnięcie sosem balsamicznym. Czy dietetycznie?- oczywiście z mięsną wkładką. Mniam.
 

Komentarze