Logistycznie, na wakacje.

 

Czasy, kiedy podróżowałam po świecie dawno już minęły, na szczęście bezpowrotnie. Wtedy nie było Fb, insta i tym podobnych, po prostu się czerpało widoki, smaki i doznania duchowe. Jakieś zdjątko bywało, ale te przechowuję w albumie, by nie karmić algorytmów swoją facjatą. Z dziećmi czy bez, to zawsze był koszmar, walizka, plecak, tobołek podręczny. Gorzej, gdy u nas mróz, a w kurorcie +30. To był wyczyn, by zapakować to i owo, by na miejscu nie okazało się, że nasze ciało cierpi na choroby posłoneczne. Zebrać myśli, poukładać plan działania...

Z dziećmi jest trudno, ale jakoś to sobie człek wynagrodził z czasem. Gorzej, gdy leciwy już, i myśl, że podbije świat. To pudełko z lekami, to czepek do spania, laskę na spacer, tabletki na spanie, na wypróżnianie, oddychanie. A idź pan w ch...Podziwiam trochę, ale  i nie zazdroszczę tym, co podróżują- mają zdrowie i siłę. Te przesiadki, te godziny wśród kaszlących, sapiących, podejrzanych osobników. Na miejscu okazuje się, że połowy rzeczy nie mamy, trzeba biec do apteki, lecieć do butiku, gnać do monopolowego, bo pożarty ślimak stanął nam w gardle i trza gada popić. Jeśli są z nami małe dzieci, znaleźć przyjazne im miejsce, zadbać o menu, kącik przysmaków i brodzik, by się nie potopiły. Patrzeć, drżeć i zjebać se wakacje. Zresztą, można sobie samemu stworzyć takie cuda na miejscu, jakich świat nie widział ale komu się chce ? Teraz wszyscy, wszystko muszą mieć podane pod sam nos a radosna twórczość i spontan wakacyjny poszedł w niebyt. Amen.


Komentarze