Jakie to szczęście, że...

...możemy jeść prawie wszystko. Co za rozkosz, pałaszować w młodości i nie płakać z bólu. Steki, zraziki, roladki. Smażone, surowe, przetworzone kilkukrotnie. Nie zdajemy sobie sprawy, że możemy czegoś nagle nie jeść. Wrzucamy do żołądka niczym plastiki do pudła z segregacją. Jemy w biegu, pośpiechu i byle co. Aby napełnić brzuszek, aby zagłuszyć nudę czy tęsknotę lub smutek. A przecież gotowanie to miłość do jedzenia, szacunek do pokarmu, ale też naszego zdrowia. Zbyt późno okazuje się, że szkodzi nam to, co najbardziej smakuje. A dobrze byłoby wcześniej przypatrywać się temu, co wkładamy do ust. Posiłek to uczta dla zmysłów, to rozkosz. Już wiem i doceniam, ale bywało różnie. Teraz dbam o szczegóły. Polędwiczki w sosie z bazylii, sałatka ze szpinaku, papryki i ogórka małosolnego. Kokardki...mniam.
 

Komentarze