Grudzień 1974.

 

Tu, na zdjęciu akurat lato 1969 i malutki Daruś na rękach swoich rodziców- Stasi i Zdzicha. To o Nich będzie dziś mowa, stare dzieje, ale jakże sentymentalne i momentami bolesne. W czasie, gdy Daruś leżał sobie tak w beciku, ja już potrafiłam korzystać z miski, mydła i roweru. To były niezwykłe lata, a tym bardziej trudne dla wiejskiego dzieciaka. Często bez dostępu do wody bieżącej, toalety i tv. Stasia ze Zdzichem pomieszkiwali wtedy ,,na stryszku'', na poddaszu domu wuja Jóźka i cioci Zochy. Po ciemnych i trzeszczących schodach, przemykało się właśnie na górkę. A tam, miniaturowe mieszkanko z oknem na zachód słońca. Pokoik z dwoma wersalkami, okrągłym stolikiem, szafką na ubrania, starą komodą, stał jeszcze rzutnik. To na przygodę z bajkami, człek ryzykował często głośnym; ,,Poco''? wuja Jóźka. Na górce był inny świat.

Stasia ze Zdzichem pracowali wtedy w Bibliotece gromadzkiej w Bieniewicach. W starym budynku ,,po junaczkach'', tuż przy stawie, teraz postawiono siłownię w plenerze, przy blokach. Budynek otynkowano, zabezpieczono i wynajęto potrzebującym. Wtedy, w jednym dużym pokoju znajdowały się półki pełne książek i niewielka ,,kanciapa'' służąca do wypicia herbaty. Wtedy nie jadało się w pracy, chyba, że u Barei. Potrafiłam już jako tako czytać, więc śmigałam do tejże biblioteki i spotykałam się ze Stasią i Zdzichem. To był niezwykły czas, ale o tym już wkrótce...


Komentarze