Jaka jest, każdy widzi. Wiatr rozrabia, orkan ''Barbara" wtargnął na nasze rejony i pustoszy, co się da. Szaro, pochmurno i smutno. Nie damy się Barbarze, choć, by nie wiem co. Nie lubię wiatru, może to pozostałości z dzieciństwa? Pamiętam, jakie wtedy były groźne burze i wichury. Nadciągały czarno-granatowe chmury, najczęściej latem po upalnym dniu. Tak szybko, że często mama nie zdążyła zebrać prania. Jak gruchnęło, jak zakręciło -moment i kilka drzew w okolicy leżało do góry korzeniem. Deszcz przy tym padał ulewny, że z rynien woda nie nadążała odpływać.
Strach i ogromne przerażenie mamy, pogrążało mnie i moją siostrę. Niemoc i bezsilność oraz troska o ojca, który pozostał z końmi w polu, nie dawało spokoju i zwiększało strach. Dziś jestem bezpieczna, bo mam blisko kogoś, kto pocieszy i przytuli .
Wtedy mama miała tyle pracy i spraw na głowie, że bardzo rzadko przytulała. Żaden wiatr, deszcz czy inne przeciwności losu nie są nam straszne, bo mamy siebie. W chwili obecnej, nie ma prądu, ale liczę na to, że jednak dostawca się postara . Czasem nie ma dwa-trzy dni, ale co tam. Cieplutko jest, mamy co jeść, pić, bateria komputera naładowana. Hula wiatr po strychu, aż rusza się cały dom. Mam jednak nadzieję, że jutro wyjdzie słoneczko i wszystkim poprawi się humor. W kominku strzela, iskrzy, daje piękny blask na cały dom.
Pięknie tak, we dwoje, bo cóż warte życie w pojedynkę, w samotności. Jednak są i tacy, którzy mimo wszystko, potrafią być samotni...ja nie.
Komentarze
Prześlij komentarz