Już jestem,troche mnie nie było.Ja wieczorami chodze na spacer po moim miasteczku.Nie jest to jakieś urocze miejsce,ale od jedenastu lat tu mieszkam,więc chyba sie przyzwyczaiłam.Spaceruje ,raczej maszeruję.To może byc nawet bardzo przyjemne.dla zdrowia…No własnie,bo to były Świeta.Obżarstwa jakegoś specjalnego nie było,bo i po co.Ale jak tak wszyscy biegaja po sklepach,to i samemu sie chce te lodówki dopchać.Właściwie to ja tych Świąt nie lubię,bo to całe zamieszanie nie trzyma sie kupy.Człowiek zabiegany,zapędzony w kozi róg,biega i do końca nie wie po co?Zołądek przecież ten sam,czyli nie zjesz więcej,no może rozum nie taki jak zawsze.Świąt nie lubię własnie przez to ,ze dużo rzeczy dzieje się bez sensu.Od Wielkiego czwartku katolik ma obowiązek bywac w kościele,a jak to zrobić żeby zmusic swoje dzieci do tego.Bic sie z nimi,przecież to tez bez sensu.Nie skupiasz sie na Bogu i modlitwie,tylko na tym jak dotrzec do swojego kochanego dziecka,które uciera sobie własne nieokreslone ściezki.Idę,raczej biegnę do tego kościoła,bo chce być z Panem Bogiem w porządku.Moje nieświadome istnienia kościoła dzieci zostają szczęśliwe i wolne w domu.Kiedy dobiegam na czas do Domu Bożego,okazuje się,że facet ksiądz;mówi,że to wszystko za mało co robimy.Za mało sie modlimy,myśląc że modlitwa wieczorna,cotygodniowa msza to już wszystko.Nie prawda,to wszystko to nic w porównaniu z oczekiwaniami Boga.To jak mamy postępować?Troche sie zdenerwowałam,ale wytrwale doczekałam do końca,a było ciezko,bo w Wielki czwartek modlimy sie troche dłużej niz zwykle.Pewnie wytrzymałam dzieki mojej przyjaciólce,która znalazła sie obok mnie.To Ewunia,nauczycielka z tutejszej szkoły.Wsparła mnie duchowo twierdząc ,że nadaję się do przysłowiowego tańca i do różańca.Zna mnie chyba lepiej niz ja siebie sama.Na mszy śpiewałam pobozne pieśni,a jak sie umawiamy na wino,to pijemy to wino.Wróciłam zmarznieta,bo nastał jakiś dziwny zimowy chłód.Dzieci nie bardzo dowierzały,że tak długo można sie modlic.Nie będe udowadniać,że nie mam garba.Kolacyjka,trochę postna.Wielki piątek to jest to ,przetrzymać ten jeden Wielki Piątek.Mówić dzieciom,że nie można jeść mięsa to naprawdę bardzo trudna sprawa.Coś było na śniadanie,ale już nie pamiętam co zrobiłam.Obiad przeszedł wszelkie oczekiwania.Makaron z sosem,jakims dziwnym,ale nawet dobrym.Po południu,aby czyms zająć moje kochane dzieci,nagotowałam jajek i…do malowania.To był strzał w dziesiątke,miałam dwie godziny spokoju.Mogłam zrobić coś pysznego do jedzenia na te właśnie Święta.
Komentarze
Prześlij komentarz