Kreatywność w kuchni.

 




Czego możemy pozazdrościć naszym babkom, prababkom, zapracowanym ciotkom, które mimo gromadki rozbrykanej, często chorowitej czeredy, stawiały opór systemowi i szły jak przecinak- do przodu. Z uwagi na brak dostępu do kolorowej prasy, do mediów społecznościowych czy telewizji, one radziły sobie na wszelkie sposoby, by nakarmić, by zadowolić, by zdrowo się odżywiać. 

Bez dostępu do drogich ziół i przypraw zza wielkiej wody, dodawały swoje, znane już wcześniej zielone, ususzone na ganku zioła. Inwencja twórcza wiejskiej kobiety sprzed stu, pięćdziesięciu czy kilku lat różni się drastycznie od tego, co jest, z czym przyszło nam żyć, co widzieć a czego nie widzieć. 

 

 

 Babcie kisiły wszystko, co wyrosło wokół domu, zalane solanką, cieszyło przez liche, zimowe tygodnie. Można było włożyć do słoja marchewkę, jabłka czy śliwki zalać ciepłą wodą z odrobiną soli, dorzucić listek bobkowy kilka kulek ziela angielskiego czy anyżku, zakręcić słój i czekać, aż wszystko co najlepsze da się zjeść. Kiszonki to najzdrowsze jedzenie, jakie mogło nam się przytrafić. Kiszonki zawierają wiele witamin z grupy B, są niezastąpionym źródłem witaminy C, A, E, K oraz fosforu, magnezu, wapnia i potasu. Nikomu nie muszę przypominać co jeszcze, bo warto zasięgnąć wiedzy w zasobach starej literatury kucharskiej, popytać zaprzyjaźnioną panią Wandzię czy babcię, która czasem przygotuje nam ucztę dla duszy i ciała. 

 

 

 Wyobraźnia kulinarna jest niczym erotyzm, związek dwojga ludzi i bezludna wyspa razem wzięte. Mamy pole do działania, sami, bez podpowiedzi, bez udoskonaleń, bez chamskich mrugnięć i grożenia paluchem. My, kuchnia, garnki i produkty, tylko tyle i aż tyle. To nasz świat, to my dodamy więcej przyprawy, by uzyskać to, co nam odpowiada. Nasze babki nie miały wiele czasu, ale miały pewnego rodzaju fantazje, niespotykaną zręczność podczas wykonywania posiłków. Domowe kluski, zawsze z dodatkiem świeżych jaj, z odrobiną oliwy. Teraz szukamy makaronu bez jajek, bo szkodzą, bo uczulają, bo nie są modne. Proste jedzenie jest najzdrowsze, to zwykły ziemniak, a tyle zalet i możliwości, a ile witamin- nawet jako upiększająca maseczka na twarz, na przesuszone dłonie czy suche stopy. 

 

 Teraz lepiej kupić hiszpańskie powidła niż zrobić je samemu. Bo to, bo tamto, bo czas goni. Czymże jest ten przemijający czas do tego, czym oddychamy, czym się zasilamy, w jak beznadziejny sposób wydalamy. Tłumaczymy tym, że nie mamy ogrodu, nie mamy, cierpliwości, że cukier szkodzi, sól również. Zachęcam więc do czytania etykiet z opakowań na wszystkich tych, pięknie ustawionych sklepowych słoiczkach. Zwykle to droższe sklepy, podobno z ekologicznych upraw, ale z ekologia maja one tyle samego co ja z papieżem Frankiem.


 Wdzięczna jestem swojej mamie, że nauczyła mnie piec chleb, ciasta drożdżowego czy kisić ogórki. Nigdy nie było czasu na nauki, na jakieś lekcje gotowania, ale podpatrywanie tego, czym zajmowała się po pracy w obejściu, wyciągnęłam swoje wnioski i doświadczenia. Teraz kiszę ogórki, kapustę i wszystko to, co urodzi się w ogrodzie. Małe kolorowe marcheweczki odstane w solance posłużą jako dodatek do pieczystego, albo po zmiksowaniu jako sos do dania głównego, oczywiście z dodatkiem zasmażki z mąki razowej albo orkiszowej i ziół, które latem obrodziły w ilości niespotykanej wcześniej. Pomidorki kiszone czy papryczki, buraczki to skarb w każdej spiżarni, rarytas w kuchni i z czasem blask i uśmiech na naszej twarzy. CDN.

Komentarze