Naród zobojętniał.

 




Społeczeństwo straciło wszelką kontrolę nad sobą i  swoimi emocjami. Nie jeden raz wspominałam, że czas umierać, że to, co nas otacza, jest momentami przykre, a nawet bolesne wręcz upokarzające. Epidemia wytrąciła nas z równowagi, a czasy w jakich się znaleźliśmy całkowicie odbiegają od tych minionych bezpowrotnie. 

Nie oglądam żadnej stacji telewizyjnej, bo szkoda mi zdrowia, czasu i odwagi. Nie zerkam na reklamy, których wszędzie całe mnóstwo, szczególnie teraz, przed czasem, w którym można z racji tradycji, oślepienia i ,,niby świątecznego klimatu” zarobić, zrobić w przysłowiową trąbę czy oskubać, bo obdarty ze skóry, pieniędzy i godności da sobie zamydlić oczy. 

W rytmie kolędowych mruczanek, w dobie oczekiwania na przyjście tego, który ma przyjść po raz tysięczny, zapominamy o tym, co istotne, a mianowicie o samych siebie, o własnych potrzebach i oczekiwaniach.

Lekko, beztrosko i niezwykle z ,,Zenkowym'' przytupem uzyskaliśmy najwspanialsze błogosławieństwo w postaci ataku na naszą wolność, uczciwość i niezależność. Daliśmy sobie zafundować drogie telefony, które spłacać będziemy mimo braku pracy, jedzenia czy wykupienia recepty. Pozwoliliśmy  sobie [ bez mrugnięcia okiem] na kredyty, których nie spłacą nawet nasze wnuki. Zdecydowaliśmy się na wolny wybór odnośnie wymarzonej pracy, która po czasie okazała się mini obozem pracy, za którą to otrzymujemy grosze, którymi nie sposób dysponować w sposób nowoczesny,  dyskretny i uczciwy. 


Zobojętnialiśmy powoli, utrzymując się ,,na fali” ale i opadając czasem w mroczne czeluście rekinów ekonomi, polityki i bohemy. 

Dawano nam szansę, ale nigdy jej nie chcieliśmy wykorzystać, tylko po to, by nie stać się punktem zapalnym, by nie drwiono i wmawiano, że jesteśmy naiwni. Z racji naszego zaangażowania, bądź  dobrego wychowania staliśmy dzielnie z boku, przyglądając się pewnym, wrogim czy raniącym wszystkich dookoła zachowaniom. Już wiemy, że tego czy tamtego nam nie wolno. 


Już znamy się na chamskich, podejrzliwych, pełnych skrępowania i zadawania ran trikach. Z tych uczciwych, pełnych optymizmu, łagodności i dobroci ludzi, staliśmy się hienami, osobnikami trudnymi do określenia, ocenienia i zaakceptowania w cywilizowanych warunkach, w jakich przyszło żyć. Rozpadliny jakie powstały przez lata, spowodowały straty  finansowe i moralne. Dalej nic nie rozumiemy, nie staramy się uczestniczyć w procesie stawiania granic myślowych. Aby dziś, aby było lekko i przyjemnie, a najbardziej, by innych doprowadzić do szału swoim często próżnym i głupkowatym zachowaniem.


Zobojętnienie z jakim przyszło nam żyć, pogłębia się, stawia nas czasem w sytuacji bez wyjścia, prowokuje do czynów zabronionych, wręcz wojennych. 

P.S. To tyle na dziś, po weekendzie mnie naszło. Przeglądając swoje wpisy sprzed lat, dochodzę do pewnych, niestety szokujących konstatacji. Mianowicie, wszystko to, co nas otacza powinno mieć jakiś sens, ale ja go nie widzę. Nie widzę celu, poczucia pewnego rodzaju-  odpowiedzialności ,,za coś” Większość z nas ma ,,wyjebane” na wsio. 


Nie teraz to kiedy? Nie z nim, to z kim? Liczy się prędkość podanej w cholerę informacji i zarobienia na niej. Nie jest ważne czy kogoś tym obrazimy, kogoś urazimy czy zamkniemy wszelkie możliwe dostępy do wiedzy, sytuacji czy najbliższego ujęcia wody pitnej- ważne, że nam jest dobrze, że jesteśmy na fali. Kiedy czytam swoje wpisy sprzed lat, nie wierzę, że to pisałam, że tak właśnie odczuwałam. To jest niesamowite, niezwykłe! dobrze, że mam to na piśmie, nieważne, że cała masa w tym chochlików, myszek i pstryczków- ważne, że wciąż czuję podobnie, że na szczęście nie muszę martwić się o siebie[ wciąż jestem sobą]

Komentarze