Covid-19 { część 4}





Tradycyjnie, wszelkie dziadostwa i przeciwności losu trafiały się niczym śmietana w zupie łasucha. Fakt, byłam ciekawa wszystkiego, co nowe, nieznane, ale na mistrza ceremoniału i to w złotej koronie nie czekałam specjalnie. Od roku uważałam na wszystko, co wydawało mi się niedomyte, niepewne czy podejrzane. 

Myłam ręce, zmieniałam co chwilę maseczkę, przecierałam zakupy, moczyłam co się dało w wodzie z sodą. Pozostawiałam buty w specjalnej wanience, przecierałam podłogę, na której jeszcze chwilę temu stała torba z zakupami. Trzymałam dystans, upominałam przed nim w markecie, wzywałam ochronę, gdy klient nie miał maseczki, a tylko coś co ją kiedyś przypominało. 

Kolejna noc z gorączką, znów obudziłam się zlana potem, słaba, by wyjść do toalety czy do kuchni po kubek herbaty. Jak dobrze liczę, to piątek znaczy, że to już tydzień leżenia w łóżku. Nawet nie patrzę za okno, drażni mnie blask śniegu, który odbija się od promieni lutowego słońca. 


Martwi mnie wszystko to, co mnie otacza, boję się, że umrę, boję się, że coś mnie zaskoczy, boję się o bliskich, którzy dwoją się i troją, bym wzięła lekarstwa na czas, bym zjadła w porę, bym zapomniała o bożym świecie. Kaszel jest coraz bardziej uporczywy, dusi w piersiach i nie pozostawia cienia nadziei na lepsze jutro. Uduszę się w nocy, uduszę się nad ranem, a może wcale nie jest już tak źle jak myślę? 



Wciąż biorę leki, które przepisał mi lekarz, syropek na kaszel już poszedł cały, a co tam? ta niewielka buteleczka słodkiej substancji, może ciutkę wzmocniła mój stan piersiowo- płucny, zresztą musiałabym wypić tego chyba ze dwa litry, żeby pomogło. Leki przeciwbólowe też się kończą, sam antybiotyk z osłonką pozostał na niedzielę i koniec balu panno lalu. 



Najbardziej niebezpiecznym skutkiem tej okropnej choroby jest uszkodzenie płuc, więc badam Pulsoksymetrem moje nasycenie krwi tlenem. Saturacja jest w należytym porządku i waha się od 96 do 99 procent. Trochę mam podwyższony puls, ale to przez stres, który towarzyszy mi od samego początku choroby. Poza  tym mam nadzieję, że to co mnie spotkało, dało wiele do myślenia, znów czegoś nauczyło, wyznaczyło kolejne granice, oby? Marzy mi się talerz gorącego rosołu z makaronem…chyba wracam do żywych, uff znaczy zdrowych. CDN…

Komentarze