Niewielka miejscowość położona kilkanaście kilometrów na zachód od Warszawy, w otulinie Puszczy Kampinoskiej. Jeszcze kilka dekad wstecz na pobliskich łąkach pasły się krowy i kozy, miejscowa ludność uprawiała marchewkę, ziemniaki i buraki.
Mój tygodniowy pobyt w tym szczególnym dla mnie miejscu dał wiele do myślenia- czyżby żyjący w Hornówku ludzie byli urodzeni w czepku? Tłumaczyłam zawiłości koleżance, która do mnie zadzwoniła, ale nie łatwo zrozumieć to komuś, kto sam nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji.
Z racji mojego barwnego, okraszonego dwoma marnymi związkami z życia wiem, że można być szczęśliwym bez ogromnego konta w banku, ale tylko i wyłącznie pod warunkiem, że jest się uczciwym, wrażliwym i porządnym człowiekiem.
W Hornówku jest jak w bajce, {wcale nie mam na myśli okoliczności związanych z naturą} pod tym względem jest zjawiskowo, ale chodzi mi o lokalną społeczność.
Mieszkańcy Hornówka to wymarzona wprost ludność, dająca poczucie bezpieczeństwa, swobody myślenia, poczucia przydatności i podstaw czerpania radości z codziennych czynności, przebywania ze sobą.
Jeden tydzień pobytu, zimą, gdzie mniej niż zwykle przemieszczamy się, spotykamy- bo pandemia, bo obcy, bo nie warto się uśmiechać… Kiedy byłam jeszcze w stałym związku z baaardzo smutnym panem, bardzo nerwowo reagował na to, gdy się uśmiechałam do pani w sklepie czy pana, który napełniał mi bak paliwem. Uważał, że nie warto być grzecznym, dobrym i uczynnym, że trzeba być chamem i egoistą.
Teraz to wiem, bo tu, gdzie mieszkam na stałe, nie warto się uśmiechać, tu nikt do nikogo się nie uśmiecha, tu poszczują psem, tu zrobią ohydne świństwo, by upokorzyć, by drwić z kogoś, kto żyje tak jak lubi.
W Hornówku jest zupełnie inaczej, tu znów mogę pogadać z panią z pieskiem na spacerze, miło pogawędzić w pobliskim sklepiku czy zostawić rower bez zapięcia {nikt go nie ukradnie} Starszy pan ukłonił się, uchylając przy tym nakrycie głowy- nie znał mnie, ale zareagował jak prawdziwy dżentelmen, pozdrawiając dzień sprawił, że poczułam melancholię dawno minionej epoki.
Leśna wspólnota żyje swoim życiem, nie znam tam nikogo, nie zaglądam przez ogromne ściany ze szkła, ale wysuwam jasne i odważne wnioski. W Hornówku mieszkają ludzie kochający życie, otaczający świat { nie zauważyłam śmieci na drogach, pasach zieleni czy w lesie}
Młodość przemija, ale nawyki i troska pozostaje. Mam wrażenie, że nie wszyscy się do tego typu warunków nadają, wolą miasto, zamknięcie w vacuum próżności i przebywania z samym sobą. Chwała Tym, którzy zechcieli tam się znaleźć, że potrafili się odnaleźć, że wciąż pozostali sobą- tylko dlatego, że odnaleźli swoje miejsce na ziemi. CDN… bo warto! za miesiąc znów tam jadę, więc mam nadzieję, że będzie miło i przyjemnie.
P.S. Wczoraj wieczorem obejrzałam polski film, kontynuację sprzed ponad trzech dekad, załamałam się. Film pt;, Misz masz- Kogel- Mogel 3” Społeczeństwo polskie zeszło na manowce, film na #Netflix pokazał jak bardzo się zepsuliśmy, jak zmarnieliśmy pod tym naporem cywilizacyjnych mrzonek, świecidełek i bzdur. Nie chodzi tu wcale o Zenka i jego muzykę, nie chodzi o cele wyznaczone w codziennym życiu, a o nasz zdrowy rozsądek i porządek świata, w którym przyszło nam żyć.
Ulubiony spektakl, moment z babcią i słoikiem wypchanym po brzegi tysiąc-frankowych banknotów { mam wrażenie, że było ich w ch…więcej} …{ babcia też była ciut młodsza i bardziej zbliżona do ludzkiego gatunku- jak mawiał klasyk…starała się nadzwyczaj} Ludzie odpowiedzialni, to ludzie z natury pogodni.
Warto obejrzeć film, ale obowiązkowo ze zrozumieniem, ma się rozumieć.
P.S. jeszcze o jednym i bardzo istotnym zagadnieniu zapomniałam, a mianowicie o tym, że burak, prostak, cham, oszust, ani dzidzia-piernik czy dziunia w futrze z soboli, tchórza czy fretek nie przejdzie. Tu liczy się prostota, wygoda i prawdziwy, nieskomplikowany wdzięk…no i uśmiech; prawdziwy i szczery do bólu, a z tym wielu ma problem.
Znów tam jadę, znów będę wąchać las, rozmawiać z paniami z ,,Łosia” czy kwiaciarni, która stoi na placu śp. Cioci Stasi i wujka Stefana. Tu nie ma czego szukać butna i pełna pogardy dla innych tłuszcza, motłoch zapominający o swoim pochodzeniu { często z ,,czarnej dupy” spod strzechy, ale teraz liczący się na saloonach} Tu czas liczy się inaczej, tam kalorie same odchodzą w niepamięć, a z nieba na zawołanie pada śnieg, deszcz lub zza iglaków wychodzi przyjacielskie słoneczko, chce się krzyczeć; Chwilo trwaj! zresztą- sami zobaczcie, to nie koniec świata, warto odwiedzić kawiarenkę vis/vis kościelnego dzwonka. { kurczę, po czasie, bo kawiarenkę niestety zamknięto, a taka była przyjazna, żal}..
Komentarze
Prześlij komentarz