Kto ma dość, ręka w górę.{888}





Dość palanta Covida i pisania o nim, o tym, że dopadł, że dał popalić. Dosyć skomlenia, że to czy tamto, bo w kolejce czeka już ona…depresja- w mordę jeża. Znalazłam swoje wpisy z 5.04.2020. ,,Depresja w koronie” trochę starszy wpis, bo z 23.01.2018. ,,Depresja zdiagnozowana” czy wpis z 9.03.2019 ,,Czy musi stać się tragedia?”

 Czytając to ,,po czasie” nie byłam pewna tego, że to ja pisałam, bardzo konkretne i na temat, az zrobiło mi się przyjemniej na rozdygotanym serduszku. Znajdźcie koniecznie w archiwum te moje teksty, bo warto, tym bardziej, że dziś dzień walki z depresją. Ta cicha i podstępna choroba niszczy powoli i często z opłakanym skutkiem. 

Sami sobie nie poradzimy, nawet modny psychoanalityk może nie zaradzić, tu lekarz specjalista i to tylko taki zaufany i cierpliwy może podać nam rękę i na czas stanąć do walki z naszymi troskami dnia codziennego. Choć mało kiedy są to troski codzienne, bardziej to trudności, które ciągną się latami, dramaty rodzinne, których zwykle nie widać, ale siedzą w nas, drążą i nie dają spokoju. {Ot, poczytacie, zobaczycie, co autor miał na myśli} 

 

W tym samym czasie co moje korono-wirusowe historie, do szpitala w Aninie { wiadomo kardiologia} trafiła moja koleżanka Danusia. Na codzień pracuje w przedszkolu, ale zasłabła i… karetka zabrała Ją do szpitala. Przebadali, wzmocnili, dali wolne i do domu. Odwiedziłam Ją jakiś miesiąc temu, poruszyłyśmy niebo i ziemię, oplotkowałyśmy pół miasta { należało się wielu, a co nie można?} Wypiłyśmy kawkę i poszłyśmy sobie na spacer, styczniowy dzień nie był najgorszy, miałyśmy niedosyt rozmowy- tradycyjnie!


 Byłam pewna, że moja Danusia już pracuje, a tu dowiaduję się, że właśnie leży na szpitalnym łóżku i czeka na diagnozę. Chore serduszko Danusi przeszło dziś zabieg- czytam w sms, że lekarze pozwolili wstać, zabieg był w znieczuleniu miejscowym i z wiadomych przyczyn boli Ja ramię. Oby wszystko dobrze się ułożyło, oby Danusia wróciła jak najszybciej do domku zdrowa i szczęśliwa, bo chłopina czeka i dzieci, wnuki też już doczekać się nie mogą. Dzieciaczki w przedszkolu też czekają na swoją Ciocię.  Życzę Danusi dużo zdrowia i obiecuję, że jak obie poczujemy się lepiej to wsiadamy na swe rumaki na dwóch kołach i śmigamy wzdłuż Utraty, przed siebie, gdzie oczy poniosą. 


Sama u siebie dziś zauważyłam, że zdenerwował mnie film, wcześniej ten gatunek filmowy mi nie przeszkadzał, mogli się bić, krzywdzić czy walić po gębach. Dziś jestem już zmęczona wszelką niemocą, przemocą i strachem. Choroba zmieniła mnie, ograniczyła mój punkt widzenia, niewiem jak będzie z moim pisaniem. 


Czytanie mnie męczy, gotowanie również, nawet zwykłe przemieszczanie się utrudnia życie. Muszę co chwilę odpoczywać, siadać i łapać inaczej niż wcześniej powietrze. Dzwonią do mnie znajomi, ale nie mam siły długo z nimi rozmawiać, dusi mnie i zatyka. Mimo wszystko, mam apetyt, smak, czuję zapachy. 


Mam wrażenie, że zamiast być ciut lepiej jest gorzej, to tylko pozorne polepszenie zdrowia – wydaje mi się, że nadciąga fala depresji, buntu i załamania, ale jak zwykle w takich momentach…zadzwonię do mojego doktora, a on przypomni mi o zasadach, granicach, barierach i całej masie dobrych wiadomości, które gdzieś na mnie czekają. Najważniejsze, że mimo wszystko żyję, że są wokół fajni ludzie {Danusia też…} którym zależy na mnie i tego się trzymajmy. Dziękuję Tym wszystkim, którzy się odzywają, pytają o zdrowie, dobrze życzą…to bardzo ważne w chorobie, w każdej chorobie.

Komentarze