Jak wspominałam niejednokrotnie na łamach swojego pamiętnika osobistego czyli nowocześniej mówiąc bloga, epidemia znana jest mi od grudnia 2019 roku.
Od roku nie widziałam polskich gór, polskiego morza, polskich jezior czy lekkich wzniesień w świętokrzyskiem. Nie podjęłam ryzyka wyjazdu, ani wylotu z miejsca zamieszkania, nie chciałam uczestniczyć w rodzinnych imprezach czy uroczystościach jakie miały miejsce w niedalekim plenerze czy grillu u znajomych.
Trzymać reżim, trwać w tym, z czego dzięki zdrowemu rozsądkowi można byłoby wyjść obronną ręką dużo wcześniej, ale teraz to widzę kilka lat, nim wszystko wróci na swoje tory { choć te tory już dawno zarosły chwastami} Kolejna wiosna bez radosnych powitań, spalania marzanny czy radosnych spotkań międzysąsiedzkich.
Wiosna z kolejną falą epidemii, a przecież wielu z nas twierdzi, że epidemii nie ma, że ludzie umierają, bo cierpieli na inne choroby, bo to wszystko, to okrucieństwo masonów czy też nerwowe ruchy koncernów farmaceutycznych- twierdzę z całą odpowiedzialnością, że coś w tym jest podejrzanego, ale epidemia też jest i ma się dobrze, bo my tak chcemy, bo my się musimy przemieszczać, pokazywać, zarażać dalej. Tylko, że jeden osobnik przejdzie to jak zwykłą grypę, czasem nawet nie położy się do łóżka, a inny będzie chorował pół roku, po czym w ciszy i skupieniu odejdzie z tego świata.
Epidemia jeszcze pozostanie u nas, choć szperając w zagranicznych ,,newsach” można zauważyć, że cały świat boryka się z podobnymi problemami. Co bogatsze i wrażliwsze kraje szczepią na potęgę, u nas – każdy widzi jak jest. Sceptyków, oszołomów i ,,katolskich” kretynów wcale bym nie zmuszała do zaszczepienia, niech ich wyzwoli spod jarzma covidowego sam lokalny biskup, albo proboszcz.
Twierdzą, że szczepienia są od diabła, niech im anioły wyznaczą drogę czystego płuca, a panny roztropne niech przyświecą im kierunek jazdy na i tak już zapchany cmentarz. Najważniejsze, by wszyscy byli zadowoleni, by ci, którzy chcą podróżować, przemieszczać się i roznosić wirusa roznosili go wokół swoich, w kościołach, na libacjach bez których nie mogą żyć czy w pogoni za nową kiecką, torebką czy szpilkami.
Mój dzisiejszy 891 wpis ma na celu podsumowanie jednej małej chwili, nie tych wszystkich lat, od 2006 roku począwszy. Już nigdy nie będzie tak samo, już nigdy nie będzie tak radośnie i przyjemnie. Teraz walka z epidemią powinna być najważniejszym wydarzeniem w dziejach ostatnich lat. Czym jest wspomniane podsumowanie? Dla mnie to istota, to respekt przed nieznanym.
Mam prawo martwić się o to, co mnie otacza, o bezpieczeństwo o równość w szeregach, mózgach i postawie z jaką przyszło mi żyć. Przypuszczam, że epidemia potrwa jakieś pięć lat, ale nikt nie wie, co po niej, co z nami, czy będziemy jeszcze oddychać, przyglądać się wnukom.
Podsumowania zawsze przynoszą pewnego rodzaju niepewność, upór czy poruszenie, bo dlaczego my, bo dlaczego trafiło na nas? Czasem słyszę; Bóg tak chciał! ciekawe czyj, bo skoro to nasz Bóg, to dlaczego nas tak doświadcza- odbierając nam życie, bliskich czy chwile, których jeszcze mnóstwo przed nami…
Komentarze
Prześlij komentarz