Kto ma trochę oleju w głowie w mig połączy ze sobą składniki, słodkie z kwaśnym czy rybę z mandarynką- to nic trudnego, wystarczy dobrać stosowny łącznik czyli mazidło i wszystko smakuje niezwykle uroczyście.
Na koniec robienia ,,kaczego żeru” czy jak mówią na Śląsku ,,kiszonki” dodałam niewielkie opakowanie tuńczyka razem z pięknie pachnącą oliwą. Ta sałatka to najprostsza jej wersja- bez groszku konserwowego, bez kiszonego ogórka czy pora.
Co było pod ręką skończyło swój żywot w misce, bo do takiego typu jedzonka można wrzucić wiele przeróżnych składników, ale tak jak wspominałam, ważny jest łącznik czyli to czym połączymy dane produkty. Wiadomo, majonez- lubię bardzo, ale jest dość kontrowersyjny, oczywiście w małych ilościach można podjadać, ale nie wolno przesadzać, bo skoczy nam cholesterol i podniesie ciśnienie{ale to już medyczne aspekty mojego dzisiejszego wpisu}
Oczywiście dodałam niewielką kapuchnę tego mniamniuśnego specyfiku, ale przy pierwszym widelczyku podczas konsumpcji wyczułam pewnego rodzaju atak ze strony domownika, a mianowicie- co, nie mamy już majonezu? Mamy, mamy…otworzyłam słoiczek i dodałam do sałateczki dwie niewielkie łyżki kremowego specyfiku i… pyszota co?
Nio…wiedziałam! Zawsze można sypnąć świeżo utartej w moździerzu kolendry czy tymianku, albo obu na raz z dodatkiem pieprzu. Skoro rosołek wyszedł zjawiskowy, po chorobie jak znalazł, to i sałatce niczego nie brakuje. Dziś trzeci dzień od jej przyrządzenia i co, a to, że ostał się jedynie niewielki kubeczek-
{tu nic nie może się zmarnować} -będzie na jutrzejszą kromeczkę warto czasem poeksperymentować w kuchni, a nie od razu szukać tego ,,co oddał fartuch” czy innych, którzy i tak już swoje zarobili.
Trochę inwencji twórczej i świat jest cudowny, smaczny i swojski…wiem, co jem, wiem więcej, sama do tego doszłam…powodzenia !!!
Komentarze
Prześlij komentarz