.
.,,powiedz mi, co zostało na naszych marzeń…” to słowa piosenki sprzed czterech dekad, nazwa zespołu ,,Happy End” dziś to już ciepła nutka historii, a codzienność zaskakuje na maksa.
Ale pozostawmy te aluzje czy podchody niedowiarkom i osobowościom intelektualnie bardziej rozwiniętym{ niech myślą, że wszystko wiedzą najlepiej}
Obecnie, to trzeci tydzień od pierwszych objawów chorobowych, wszystko zaczęło się 12.02. Teraz jestem po badaniu płuc, badaniu krwi i moczu. Mogę już wychodzić na dwór, ale te marsze z kijkami nie cieszą tak, jak wcześniej. Przed chorobą mogłam szybkim krokiem iść nawet dziesięć czy więcej kilometrów, obecnie po dwóch sapię, zatrzymuję się, oddycham głębiej- czasem trudniej mi łapać powietrze.
Kłuje w piersiach, czuję momentami, jakby moje serce waliło jak młot w kuźni kowalskiej. Zapominam czasem, że muszę zwolnić, ale właśnie tego typu objawy powodują, że zatrzymuję się na kilka chwil i… mam mroczki, zawroty i ból całego ciała. Cały czas dociera do mnie świadomość tego, że muszę ograniczyć swoje podróżnicze zapędy- nie mam pojęcia, co z jazdą na rowerze, ale zapytam o to lekarzy.
Po niedzieli mam całą masę specjalistów; pulmonologa, genetyka i profesora, który wykona echo serca. Moje wyniki badań z krwi nie wyszły beznadziejnie, ale jest kilka zastrzeżeń, więc wolę zapytać i wszystko wyjaśnić tak jak trzeba. Dziś też odbiorę swoje badanie RTG, a z nim udam się do wspomnianego pulmonologa.
Poza tym mam ohydne włosy, matowe i łamliwe { przed chorobą były cudne} ale co tam włosy, ważne, że mam koński apetyt, czuję zapachy i aromaty i mam cholerny apetyt na życie. Nie poddam się, mimo, że wiele objawów zaskakuje każdego dnia, że lęki i kłopoty z koncentracją. Powróciły problemy z zasypianiem i dobrym snem, wybudzam się po dwóch godzinach, leżę kolejne dwie i znów z trudem zasypiam. Tu kłania się mój nieoceniony doktor, którego zmuszona jestem odwiedzić, który zaleci coś na przespanie nocy.
Po za tym, nie mogę skupić się na czytaniu, pisaniu czy malowaniu. Zresztą, na niczym nie mogę się skupić, bo cały czas ogarnia mnie lęk przed kolejnym zachorowaniem, bo następnego razu mogę już nie przeżyć…CDN… co za dużo, to niezdrowo.
A propos tej rukoli; rośnie w doniczce na parapecie, a z dodatkiem żółtego pomidorka i cebulki…mniam. Na zdrowie!
Komentarze
Prześlij komentarz