Kolejny, namolny.


 




Dzień, jak każdy inny, niedziela- dla jednych świętość i poświęcenie, dla drugich dzień, jak każdy inny, czasem wolny, ciepły czy beztroski. 

 

,,Lepiej spłonąć, niż się wypalić”- Kurt Cobain. 

 Niedziela podczas choroby, braku perspektyw, pracy, miłości czy zrozumienia jest dniem pełnym rozczarowań i poniżenia. 


To zwykły, szary dzień, czasem z prześwitem słonecznych promieni, czasem z nadchodzącą burzą{ nie tylko tą na niebie} z wiatrem czy stanem ciągłych porażek, upokorzeń i bólu. jakimś cudem dotarłam do wpisów z marca 2019, jestem pod wrażeniem, momentami uważam, że wtedy to miałam wenę jak żyrafa szyję{ zresztą wystarczy wystukać w archiwum…uff}

 

Kolejny odcinek- raczej kolejne odcinki ,, Głęboka woda” Magdaleny Łazarkiewicz, robi swoje, oglądam, myślę i z optymizmem już, podchodzę do życia, do tego, co poza mną. Zepsuło się to nasze codzienne oczekiwanie na spotkania i rodzinne rozmowy, popsuły się relacje i procesy porozumiewawcze. 


Wszystko zdechło, wypaliło się i zdziwaczało. Popadliśmy w intelektualną ruinę, w blokadę zachowawczą, a z biegiem czasu- utraciliśmy poziom dystansu, emocji i reakcji. 

 Wczoraj wspominałam o starych wpisach, tych sprzed 3-4 lat i jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co miałam wtedy i obecnie w głowie. Tylko styl pisania, tylko forma przekazu się zmieniła- poglądy {moje poglądy względem religii świata, też uległy poważnym zmianom} ale ten temat pozostawię na wpis numer 1000! 

 

O niedzieli pisałam niejednokrotnie, ale teraz, po latach doświadczeń, marazmu i strachu wiem więcej, potrafię się bronić, stawiać granice i mówić NIE, gdy jest taka potrzeba. Kochani, dziś koszmarny dzień- ból barku obudził mnie w nocy, był tak silny, że nie potrafiłam ruszyć ręką, ani zmienić boku. 


Dobrej niedzieli.

Komentarze