Rozgardiasz spowodowany marną i zdradliwą pogodą, uśpił moją czujność i to dziś, a nie wczoraj pojawi się uroczy księżulek.
Mowa była o szynce, o mięsnym gulaszu w chrześcijańskim poście i o hulankach- czas na dalsze podrygi ojca od przykazań Bożych i o ich konsekwencjach. Katolikom zakazuje się na lewo i prawo tego wszystkiego, co stawia nawet niewielki opór. Zakazuje się życia po swojemu, według swoich zasad, często niedomagań czy braku środków.
Nakazuje się [ z uśmiechem na ustach] z wysokiej ambony, by oddźwięk był stosowny, by wrażenie i przekaz dotarł tak jak powinien. Nakazuje się przestrzegania boskich praw podczas, gdy samemu łamie się z premedytacją wszystko, co na drodze. Można ,,dupczyć” kłamać, okradać i bawić się nie za swoje, ale przyglądać się ,,owieczkom” które się zastanawiają, broją czy chwilowo utracili kontakt ze światem.
Otóż; wspomniany księżulek Boguś, tłuściutki, niewielki, ale za to gotowy do wszelkich rozrywkowych działań. Oblizywał się na widok każdej niebrzydkiej panienki, żony czy damy. Te ,,damy nied -amy” szły jak w dym za klechą, balowały i piły hektolitry wzmocnionych i kolorowych drinków. Stolik owego kaznodziei zawsze znajdował się w zaciszu sali balowej, za sporym kwietnikiem, w półmroku. Dla większości był to taki sam stolik, podobne towarzystwo i uznanie, że w tej właśnie sali, w tym sekretnym miejscu- to musi być ktoś bardzo ważny. Księżulek przybywał zawsze w towarzystwie brata urzędującego w ośrodku dyrektora. Ten gburowaty, nadęty, pewny siebie chłystek robił co chciał- kiedyś podczas gimnastyki robił mi zdjęcia. Skończyło się na dywaniku u dyrektora i komisyjne usunięcie fotek.
Wrócę do kleszych podskoków i podbojów. Za nic brał okres wielkiego postu, wyciszenia, bo jak potem stwierdził; nie po to tu przyjeżdża, by siedzieć i się modlić. Skoro siedziałam z nim przy jednym stoliku [ takie miejsca przydziela w sanatorium zawsze dietetyk czy oddziałowa] Nie możesz zmienić, ani dyskutować, nawet wtedy, gdy jesteś prywatnie. Myślę, że obecna pandemia sprawi trochę, że większość guru pensjonatowo- sanatoryjnego zejdzie na ziemię. To pewnego rodzaju sztama, takie spotkania przy posiłkach – rozmowy i gesty, tu część osób to czynni katolicy i taki boski pasożyt wydawał im się nikim innym jak łącznikiem z Panem Bogiem. Tylko, że ten łącznik unikał zaordynowanych zabiegów, ponieważ leczył nocnego kaca.
Ten łącznik posiadał pokoik z lodówką, w której nie było świętej hostii, ani też kawałków pieczonego baranka czy ryby. Tam leżały flaszki z wódką, piwo i koniaki. Niewiasty, zamiast modlić się po wspomnianych zabiegach i śnić błogo w nocy, chadzały do kleszego pokoiku celem wyznania grzechów- jak się po kilku dniach okazało przy śniadaniu. Po dwóch dniach od wspomnianej przygody z szynką, ksiądz zaprosił nas kobiety [byłyśmy trzy przy stoliku] dla mnie był to obleśny, zaśliniony proboszczyna, ale dla dwóch pozostałych był to gość nadzwyczajny. Zaprasza pleban i nie pójdziesz- ech! Tylko szeptem jęknął; zabierzcie ze sobą szkiełko! Wiadomo było, że kompotu z truskawek pić nie będziemy, no może po łyku mszalnego…
Jedna z siedzących obok mnie Basia [ z Podlasia] wierząca, rozmodlona i wyciszona. W momencie, gdy usłyszała te jęki, pokręciła się na mało wygodnym krześle i zaczęła coś skubać, nad czymś rozmyślać. Nawet do sanatoryjnej kelnerki wyszeptała; czy nie zostało coś z kolacji, bo jaka zagryzka by się przydała. Czyli wiedziała dobrze, co się święci- hehe, podobno tego też uczą na kursach przedmałżeńskich. Księżulek zaoponował i mrugając swoim chytrym oczkiem dał znak, że zakąski, zagryski, przekąski i inne ma i to w nadmiarze…Cdn…dziś niedziela, święto lenia! Te dwa tygodnie będą dla mnie ciutkę trudniejsze, inne niż większość- okazało się, że za moment przyjdzie na świat moja kolejna wnusia Aurelia, napiszę o tym, ale teraz zmykam…
Komentarze
Prześlij komentarz