Wspomnień czar.





Nie będzie tu o nocnych podbojach z minionych lat, ani też o uprawie kopru czy maciejki, ale o pewnym, szczególnym wpisie. Odnowiłam go na prośbę koleżanki, która od lat uczy języka polskiego w stołecznej podstawówce.


 Sporo u mnie we wpisach zakał gramatycznych, byków i uproszczeń, tych niedopuszczalnych. Jak bym mogła, pisałabym bez znaków przestankowych, co spowodowałoby i tak już czasem istniejący, pisarski chaos. 

 

Ten, o którym mowa ,,Zanikamy, znikamy, giniemy”- z 21 maja 2017 roku został już odremontowany, bardziej odgruzowany z braku…chociażby pauzy czy przecinka nie w tym miejscu, co trzeba. I tak obrywam po głowie każdego tygodnia, bo dla polonistki zawsze znajdzie się coś, z czym się nie zgodzi. Tłumaczyłam, że piszę szybciej niż składam zdania, że moje myśli pędzą niczym pociąg po japońskiej ziemi, ale i tak mało się staram. 

 

 

 

Jak już wspominałam, lubię pisać i jak na tę chwilę, to pomysłów wystarczy na kolejną dekadę. Jeśli jest ktoś ,,nowy” śmiem podpowiedzieć, że początek mojego bloga sięga roku 2006. Oczywiście trudny był to dla mnie moment, cała masa problemów i kryzysów w związku, ale czas leczy rany. Jest pandemia, mamy 2021 rok i według tego, o czym pisałam kilka lat wstecz, niewiele się zmieniło odnośnie społeczeństwa. 


Dalej zanikamy, odpadamy z gry, udajemy, że wszystko jest w należytym porządku, a tymczasem chwiejnie i w ciszy udajemy się na wieczny odpoczynek. Część z nas walczy o przetrwanie; przekazując światu najnowsze informacje spod kołdry czy też podaje właściwy kolor porannego moczu. To tyle na dziś, aż tyle, bo dla wielu dwa zdania to już trzecia wojna światowa. Słońce widzę, więc pora na deser w postaci rowerowych pedałów i wyznaczonej trasy.

Komentarze