Kto jeszcze?

    



 

Dziś krótko i na pewien bardzo niespokojny temat. Jak pisałam kilka dni temu o niewiarygodnie niebezpiecznych stworzeniach, które zżerają wszystko, co na drodze tak dziś o upierzonych znad mórz i oceanów. Mewy, bo o nich mowa kojarzone z zimowym wypoczynkiem nad morzem- dziś chodzą, a raczej fruwają za polskich rolnikiem w poszukiwaniu pożywienia. Betonowe pasaże, stalowe budowle wyparły przy plażach miejsca dla ptactwa. 

 To człowiek; inteligentny, świadomy i rządny coraz więcej przestrzeni i wygody przegonił ptactwo z ich rodzimych miejsc i z gniazd. To ten sam człowiek wdarł się w morze, w jezioro i na szczyt góry, by tam się osiedlić, by czuć się przez chwilę spełnionym, wolnym i medialnie nabuzowanym. Jeszcze kilka lat temu, cieszyliśmy się z widoku mew, karmiliśmy je i robiliśmy im zdjęcia. 

Po pozostawieniu na sanatoryjnym balkonie resztek jedzenia, rano zbieraliśmy okruchy i poszarpane strzępy plastikowej torebki. 

 Dziś te morskie ptaki przebyły długą drogę w poszukiwaniu lepszego życia. Co to znaczy dla nas, mieszkańców Mazowsza, gdzie hektary żółtego rzepaku, gdzie łany chlebowego zboża czy plantacje ziemniaków i kukurydzy? Odpowiedź jest jedna; za kilka lat, może za kilkanaście wspomnimy horror o ptactwie, które niszczyło ludzkie życie. To człowiek niszczy sam siebie, zabija powoli swoich bliskich skazując ich na powolną smierć. Bo czymże może się skończyć to nasze bezeceństwo, ten nasz opętany pęd do posiadania, do upokarzania innych tylko dlatego, że mają skromniejsze potrzeby egzystencji. Miało być krótko, więc kończę i na nic już nie liczę, bo na refleksję mało kogo  stać.

Komentarze