Co zrobiłam to moje

 




Prace w ogrodzie, przetwarzanie tego, co wylazło  z ziemi czy lekki uścisk dłoni kogoś zaufanego. Każdy z czytającym ma coś na sumieniu, ma jakieś przemyślenia co do swego życia. Jasne, że szkoda mi tego, czego nie zrobiłam- wielu tak ma. Myślę jednak, że uczyniłam wszystko zgodnie z zasadami, sumieniem i godnością, a to, co pomyślą wrogowie; dawno pozostawiłam za sobą. Jesień, mimo wszystko- ma swoje uroki! 

 

Otóż; skoro jesień, to zawsze będzie kojarzyć się z tą, która nadchodzi niepozornie, po porankach, po burzliwych związkach czy też szybciej niż się zorientujemy. Jesień nadchodzi niespodziewanie- czekamy jeszcze na kilka słonecznych promieni, na ciepły powiew wiatru, a tu nagle ziąb, przerażenie i nostalgia. 

Udało mi się dotknąć ziemi, grządki pełne dorodnej i zdrowej fasolki, rzodkiewki czy marchewki. Pomarzyć z głową w chmurach, leżąc na hamaku i obserwując ruch lotniczy, zerkając czasem na aplikacje; skąd i dokąd leci ten majestatyczny potwór { to bardzo ciekawe doznania, radzę spróbować- lepsze od kiecek czy pomadek} Stąpanie po trawie nad ranem, gdzie rosa okala stopy, a kot Magister domaga się łażąc pod nogami i smyrając kostki, rybnej czy drobiowej przekąski. Poranna herbatka ziołowa z tych wszelakich krzaczorów i leczniczych chwastów okazała się niezwykłą kuracją dla duszy i ciała, a przede wszystkim dla nerek, wątroby, trzustki czy żołądka. {pisałam niejednokrotnie o ziołach z ogródka} na fotce rzut na taśmę- na suszarkę; kwiaty nasturcji, hibiskusa, melisy i dzikiej róży. Zimową porą jak znalazł! tego nie kupimy w żadnym eco- sklepie. 

Teraz, jesienią zerkam czasem na to, co uchwyciłam z ogrodu, co było cudowne, kolorowe i niezwykłe. Wiosenne kwiecie, letnie owady na wszystkim, co posiadało zapach i wartość miododajną.  Wszędobylskie komary, ślimaki, mrówki czy muchy. Setki trzmieli na rumiankach, oregano, szałwii czy lawendzie. [ten sokownik pełen zdrowej i rodzimej aronii, utworzył kilka słoiczków na zimowe chłody]

Pszczoły na słonecznikach, bezdomne ślimaki na wszystkim, co nadawało się do zjedzenia i komary, z którymi toczyło się walkę w momencie wyjścia po zbiory. Każda malina, wiśnia czy porzeczka okupiona była niezwykłym pojedynkiem z krwiożercami. Teraz wiem, że w słoiczku z konfiturą jest więcej niż się wydaje, to wyścig z czasem i heroiczny bój o przetrwanie. 

 

[cukinia, marchewka i kalarepka -wszystko zza winkla] Ktoś pomyśli sobie o wiejskim domku, o ekologicznej uprawie, o cudach natury- to go uspokoję. Nie istnieje taki widok! Ponieważ jest to nieosiągalne, zawsze trafi się wynaturzony i nadgorliwy sąsiad. Zawsze jest jakiś szlak drogowy, ciek wodny, który po silnych opadach da się we znaki. Jakiś pierdolony ptak, który wtedy, gdy nam się najlepiej śpi, on zaczyna baraszkować i najgłośniej ,,gulgotać'' trelować czy skrzeczeć.

 

[Stara odmiana winogron, tym razem pójdzie na ocet winny] Na szczęście przywykłam do wspomnianych odgłosów, zapierdalających od rana do nocy na pilarce czy kosiarce sąsiadów uważam za nadpobudliwych lub tych na wszelkich odwykach. Robię swoje, a na cztery miechy lata zamykam się w ,,zamoskitierowanej'' chałupie i działam według zasad ,,babci Zosi'' ziołowe herbatki, pierogi z soczewicy, szpinaku czy kaszy gryczanej itp... kluski leniwe, śląskie czekają zamrożone na swoich małych smakoszy. 

 

Komentarze