... już nie cieszy. W dzieciństwie każdy z nas miał swojego ulubionego misia, lalkę czy figurkę z ołowiu. Mimo systemu, braków na rynku, każdy z nas miał czym się bawić. Byliśmy twórcami spektaklu, śpiewu, uprawiania wojenek czy też szukania w lesie znaków i haseł. Mało kto posiadał znane klocki, dostęp do wiedzy ograniczał się na szczęście do wypasionej biblioteki gromadzkiej. Baśnie rozbudzały wszelkie emocje, długo trzymały w napięciu, po czym dawały start do chomikowania po bibliotecznych półkach. Jedyna lalka, dla której zaprzyjaźniona krawcowa mamy szyła dla niej ubranka. Broń z patyka, kierownica ze zużytego koła od dziecięcego wózka czy kolba kukurydzy, jako mikrofon, który pełnił ważną rolę w artystycznych, pełnych ekspresji i szczerości występach.
Cieszyła cząstka wyrobu czekoladopodobnego, butelka kolorowego, gazowanego napoju czy też rower stryja, który sprawiał ogromne trudności, ale dawał wiele radości. Kto z Was nie szarpał się z nim, nie trzymał zwiniętego pod ramą karku i prawej nogi wysuniętej niebezpiecznie z drugiej strony. Jazda pod stalową ramą graniczyła z cudem, otarciami i wywrotką do rowu, ale ile było w tym wszystkim uciechy. Rodzic czuwał inaczej, a my cieszyliśmy się życiem. Przyłożony po wieczornej kąpieli plasterek i troskliwa ręka mamy dawała więcej niż dzisiejszy kosz w markecie wypchany pseudo- zabawkami. Przygoda dopadała nas o każdej porze dnia i nocy, mimo, że nie mieliśmy tysiąca zabawek znanych marek. Jakiś czas temu odwiedziłam Muzeum Ziemi Błońskiej, a w nim Wystawa zabawek z PRL,u. Odżyły wspomnienia, wzmocniły się marzenia co do dalszych działań, ale cóż- teraz wszyscy chcemy duuużooo, kolooorowooo i plasssstikooowo. {podobno staramy się być ECO?}
Wczoraj szperając po swoim ogrodzie, natrafiłam na coś opornego. Szpadel zatrzymał się chwilę, zgrzytnął, a ja spostrzegłam coś dziecięcego. Czyżby jakieś dziecko pozostawiło tam swoją ulubioną zabawkę? Plastikowy, różowy, z kolorowymi przyciskami mikrofon- wrzucony w grządki kwiatów. Gdyby była to ulubiona zabawka, byłby szum i akcja poszukiwań, ale skąd. Takich wymuszonych i chwilowych ,,zapełniaczy'' potrzeb lub bardziej; skoncentrowania się na czymś jest zbyt wiele, by skupiać się i rozczulać. Teraz zabawka służy do szantażu i buntu wobec rodzica. Kolejne badziewo, szmelc czy bubel to nie wybryk natury, ale świadome poddanie się. Pluszowa maskotka [bo bobas kochany żąda] trafia po tygodniu czy dwóch do skrzyni na odpady. Jeszcze możemy zatrzymać globalny syf, i wcale nie chodzi tu o schabowego czy dmuchniętą krowę, ale o nas samych, o naszą świadomość kupowania.
Komentarze
Prześlij komentarz