Żony alkoholików








...umierają wcześniej. O żonach hazardzistów, oszustów i pracoholików napiszę w innym terminie. Wspomnę też o mężach prostytutek, heter i żelaznych dam. Czemu  nie? w końcu dobijam pewnego, pięknego wieku, przeżyłam trzy wojny światowe ( ideologiczne i psychiczne), załamanie gospodarki, plan profesora Balcerowicza i kartki na wszystko, co pokazało się w sklepie. Bacznie przyglądałam się rodzinnym imprezom, spotkaniom ,,na szczycie” i wszystkiemu, co wydawało mi się na daną chwilę smutne i często beznadziejne. 

Koleżanki z podstawówki miały ojców alkoholików, wujków i stryjów, którzy dziwnym trafem przebywali dłuższe chwile we wspomnianym domu koleżanek. Odrabianie lekcji graniczyło z cudem, nawet pobudka do szkoły nie zawsze mogła dobudzić. Ojcowie z całym zapleczem wujostwa, libacyjnego towarzystwa igrało wtedy z diabłem lub z całym szwadronem kosmatych szatanów. W tym wszystkim żony z przerażonymi dziećmi, jak kwoki tulące do siebie pisklęta.


Umarły wcześniej niż zachlane mordy, nie badane, nie leczone zmarły na ,,zawiłości czasu i losu” na nowotwory, o których można wyczytać między innymi, że jakaś ich część powstała na skutek silnego, długotrwałego stresu. Nie miały czasu, raczej nie chciały go mieć dla siebie? 


Wpatrzone w nagiego, zaplutego i cuchnącego moczem – swojego męża, cudownego tatusia dzieci,  stały na straży, karmiły, uzupełniały zapasy, wietrzyły izbę i rozmyślały. Co dalej? Dalszego końca nie było, ponieważ choroba w jednym, drugim, trzecim i w wielu następnych przypadkach wyprzedziła. 

Czyżby alkohol konserwował? Wujek Tadek pił gorzałę i czarną herbatę, zajadał to trzema paczkami ,,Sportów” i wkurwiał ciotkę, która dzielnie znosiła obelgi,  i ból psychiczny. Zmarła na raka piersi, przeszła chemioterapię i wiele wizyt lekarskich, ale na wyzdrowienie było zbyt późno.


 Mama Gosi zachorowała na raka węzłów chłonnych, ten zajął po krótkim czasie połowę ciała. Wyszły jej włosy, ciało było przezroczyste i delikatne. Alkoholik żyje, ma się dobrze, wygląda jak pączek w masełku, a co Q...? 


Pani Krystyna ma ponad osiemdziesiąt lat, cierpi na niemal wszystkie choroby spowodowane podeszłym wiekiem, ale to, co mi powiedziała podczas spotkania trochę mnie przeraziło. Te wszystkie stawy biodrowe, złamania kończyn, słabe widzenie czy brak apetytu to pikuś w porównaniu z tym, co po za nią. Pani Krystyna od lat jest wdową, jej mąż pił, znęcał się fizycznie i psychicznie i robił demolkę w chałupie. Miała sporo szczęścia; wygrzebała się z jednej choroby, to znów popadała w kolejną. Serie chemioterapii, akcji zatrzymania bicia serca i udary to już przeszłość- teraz żyje dniem dzisiejszym. Ot, takie pewne podsumowanie na koniec tygodnia! 

Komentarze