Z tym się żyje

      






Mowa o niej, bezsenności. Fantastycznie, gdy wszystko gra, gdy nic nam nie dolega, gdy sen przychodzi w porę, a poranek cieszy i daje nadzieję na przyszłość. Gorzej, gdy brak snu, nawet krótkotrwałego, wytrąca z równowagi i ewidentnie rujnuje codzienność. Ponad dwadzieścia lat temu cierpiałam na bezsenność [wspominałam tu o tym] Noce wydłużały się i nie dawały spokoju, sen nie nadchodził, mimo, że zmęczenie fizyczne i psychiczne było dość spore. Uroki posiadania dzieci, otwartego domu i wielu innych czynników ekonomiczno- społecznych robiło swoje. Nie spałam ponad dziesięć dni, a jeśli już,  czyniłam wszystko, co zalecali specjaliści od snu, sen i tak nie przychodził. 

Noce były długie, męczące i za każdym razem wyjątkowo trudne. Każdy, kto miał problem z zaśnięciem czy też z niewielkim przerwami w ciągu nocy lub też złym snem, wie o czym teraz piszę. Co to ten ,,zły sen'' a no właśnie- to ten niespokojny, nerwowy czy również ten, w którym nie śnimy, nie odpoczywamy i wybudzamy się z niego co chwilę. Zresztą; jest tego cała masa w necie, w książkach naukowych i w różnego rodzaju publikacjach. Po drugie, trzeba przeżyć samemu taką noc czy raczej ich kilka, by docenić- jakim skarbem jest beztroskie położenie się do łóżka i po chwili zaśnięcie, bez przewracania się z boku na bok. Wtedy to { w roku 1999} zaczęto produkcję znanego leku zawierającego hormon, powszechnie nazywanym; medykamentem  poprawiającym zaburzenia rytmu snu. 

Po dwudziestu dwóch latach problem powrócił jak bumerang. Choć udręka i utrudnienia w zasypianiu zawsze mi towarzyszyły, to specjaliści zalecali półśrodki i temat na jakiś czas był zamknięty. Wczoraj pod czujnym okiem poleconego neurologa, odstawiłam lek na sen. Byłam od niego uzależniona niczym alkoholik, narkoman czy ,,makdonaldowy pochłaniacz'' potężnych porcji frytek. Codziennie wieczorem, po przyjemnej lekturze, po wszystkich rytuałach związanych ze snem, sięgałam po nią, najwspanialszą pigułeczkę. Posiadałam jej zapas, była na receptę, ale wczoraj odłożyłam rozpoczęty blistr,  na sam dół nocnej szafki. I, zaczęło się! 

Wysłuchałam spory kawałek audiobooka -  światowego bestsellera pt; Homo deus- krótka historia jutra'' autor Yuval Noah Harari. Przejrzałam pocztę i zgasiłam nocną lampkę z myślą, że za chwilkę zasnę. Nic bardziej q....mylnego!!! 

Północ dopadła mnie, gdy po kilkunastu przewrotkach z boku na bok,  z pozycji płaczącego dziecka, z plecków na brzuszek itd...itp... z trudem wychwyciłam przycisk lampki i stwierdziłam, że chwilę poleżę i za moment zasnę. Przecież ziewam, jestem wykończona mokrym i wilgotnym dniem czy ostatnimi, jesiennymi pracami w ogrodzie. Na zegarze pojawiła się pierwsza w nocy, i druga, i trzecia nad ranem. Przed oczami mgiełka i tzw. mroczki, twarz blada wręcz biała jak papier. Może łyk wody, a może do toalety, a może włączę serial ,,Sprzątaczka'' na Netflix? Nie, jeszcze zgaszę światło, zaraz zasnę, czuję to, tłumaczę sobie, że odstawienie ,,super piguły'' jest dla mojego organizmu najlepszym rozwiązaniem. Nic tylko uświadamiam sobie, że te cholerne, magiczne wręcz tabletunie przydadzą się na starość, że teraz mi szkodzą{też mi tłumaczenie, ale lepsze takie, niż żadne}...

Jeszcze łypię przez ramię na zegarek, wkurzona na maksa i jednak bezsilna- jest środek nocy, a ja leżę w bezruchu i czekam, aż serce i mózg się wyciszą - [ specjaliści od bezsenności tłumaczą, by schować wyświetlacz zegara, by wygasić wszelkie kontrolki] Na diabła te ich porady, inne również. Te typu; zastosuj jogę, wyluzuj się  przed snem, nie objadaj się wieczorem, wypij ziółka, wywietrz pokój czy  zrelaksuj się. Wiecie co wam powiem; idźcie w cholerę z tymi swoimi wskazówkami i przekazami. Za nic na mnie nie działają tego typu rady, a już najbardziej te typu; subskrybuj nas! my wiemy wszystko na temat bezsenności, jesteśmy tu po to, by ci pomóc! Jasne!  wiem, że problem ze snem jest dość skomplikowany i każdy indywidualnie musi do niego podejść. Potrzeba czasu, cierpliwości i spokoju wewnętrznego. A z tym w czasie pandemii nie jest łatwo. Eskalacja pesymizmu, wątpliwości i niepewności jutra daje się we znaki, tym bardziej, gdy posiada się kochających bliskich. Podczas, gdy myśli skaczą jak ogniste płomienie, a poranne wieści z kraju i ze świata nie napawają optymizmem, trudno zmrużyć oko jak za starych, nastolatkowych czasów. 

No i cóż było dalej? Minęła czwarta, a ja wciąż leżę w bezruchu, nie liczę baranów { obecnie mamy ich pod dostatkiem} już nie staram się miarowo oddychać. Liczę na to, że nad ranem jednak się zmęczę i zasnę. Ale wszystko wali w łeb, jeszcze czytam opracowanie naukowe o podobnych do mnie, ale nic to nie daje. Próbuję pozbierać myśli i jeszcze raz zamykam oczy z nadzieją, że...specjaliści zalecają, by nie myśleć o tym, że się nie zaśnie. A o czym q...  mam myśleć? o Wyspach Wielkanocnych czy o Ludwiku XVI i jego egzekucji? O niczym innym teraz nie marzę jak tylko o tym, by ,,złapać komara'' ,,uderzyć w kimono'' czy też błogo pogrążyć się we śnie. Przed szóstą rano odpaliłam Netflixa, zmarzłam, mimo przyjemnego ciepełka wokół, ale obejrzałam pół odcinka ,,Sprzątaczki'' Przed ósmą zażyłam ziołową tabletkę na ,,lepsze samopoczucie'' taki ,,poprawiacz humoru'' i nastroju.  Chyba po nim przysnęło mi się?,  bo poczułam za oknem promienie słoneczka, a na zegarze 9.30. Ulga,  półtorej godzinki snu -to już jest coś, doceniajcie takie rzeczy, nim dopadnie was piekielna bezsenność i niemoc z nią związana. 

 

Komentarze