Pisałam o niej i rok i dwa i pięć lat temu, była blisko mnie, nie chciała się odczepić. Była lękiem, złem i strachem, a w chwilach zwątpienia i niskiej odporności- przejmowała stery i płynęła przed siebie.
-Depresja, bo o niej mowa, to choroba XXI wieku, zawsze była, ale nikt na nią nie zwracał uwagi. Zbuntowany i inaczej myślący kuzyn, brany był za idiotę, a przez katolików za odmieńca i tego, co ramię w ramię z diabłem. Patrząca przed siebie, zawsze na bieżąco ze światem, uwielbiająca ubierać się w kolorowe fatałaszki ciotka, wiecznie robiła spustoszenie wśród bliskich, mówili, że ma coś z głową. Szwagier brata, tego kuzyna, o którym wspomniałam, też uchodził za ,,burżuja'' opowiadał historie z przebytych podróży czym podpadł u słuchających go, niesłusznie jednak przylepiono mu przydomek ,,najmądrzejszy'' -tylko się cieszyć, ale lud wie swoje, kk też, a wiadomo, że jak ktoś jest inny, to zaraz staje się łatwym kąskiem pomówień i plotek. Nie daj bóg, powiedzieć, że cierpi się na depresję! - Zaraz stanie orszak z transparentami, dadzą za ciebie na mszę, będą się modlić za ciebie i szeptać; byś się ogarnął!
W 1999 roku po wyczerpaniu psychicznym, jako młoda, energiczna, silna kobieta- trafiłam do specjalisty. Nie mogłam spać, bezsenność trwała ponad dziesięć dni- dzień i noc bez kapki snu. Organizm był totalnie wyczerpany, spadła odporność, a stres ogarnął całą mnie, bez wyjątku. Wtedy nie rozumiałam co się ze mną dzieje, byłam pewna, że to chwilowe przemęczenie, że jakieś czynniki zewnętrzne mają na to wpływ. Nic bardziej mylnego- specjalista neurolog zapisał pigułki na sen i zalecił zmianę otoczenia- wtedy, to się poniekąd udało, ale nastąpił efekt jojo. Podobnie jak w przestrzeganiu diety, tak i tu, stało się po czasie to, czego nigdy bym się nie spodziewała.
Otóż; ze zwielokrotnioną siłą powstał problem po kilkunastu miesiącach. Znów problem ze spaniem, brak sił, utrudniony kontakt z otoczeniem, wszechobecna apatia i niemoc. Obojętność na każdym kroku, brak wszelkich odruchów ludzkich. Huśtawki nastroju, walka z samą sobą i myśli, za które mi teraz wstyd. Gdyby nie dzieci, moje do nich uczucie i jeszcze kilka znanych mi czynników, nie byłoby mnie tu dzisiaj. Wtedy też poznałam koleżankę, która leczyła się psychiatrycznie. Pytałam ją o doświadczenia, o przebieg takiej wizyty i o to, co zyskuje po niej? Odżegnywałam się od porad lekarza ,,od głowy'' wtedy uważałam, że lekarz rodzinny czy w końcu specjalista -neurolog jest odpowiedni i że psychiatra- to już ostateczność...jednak...ale o tym już w kolejnym odcinku, zapraszam zestresowanych, pewnych siebie i optymistycznie patrzących na obecny świat- może ktoś podzieli się tym i puści w obieg dalej, by może komuś uratować życie?!...
Komentarze
Prześlij komentarz