…zostanie ścięte ostatnie drzewo, ostatnia rzeka zatruta, a ostatnia ryba złapana, człowiek odkryje, że nie da się jeść pieniędzy”- przysłowie indiańskie.
Mnóstwo się mówi, pokazuje na lewo i prawo {dwa lata wstecz sporo o tym pisałam} Fajnie wrzucić na ,,insta” fotkę, gdy sprzątamy świat, miło zaskoczyć tym, że posiadamy szklany pojemnik na wodę czy na sałatkę.
Szczerze i z oddaniem opowiadamy o swoich codziennych nawykach, o trosce i chęć pomocy na każdym kroku, gdy chodzi o naturę i ochronę środowiska. Gorzej już, gdy blask fleszy minie, a nam przyjdzie ochota na przygodę, na to i owo{ samolot nie poleci na świąteczny bigos, samochód nie dowiezie nas bezpiecznie bez trujących spalin, choć w tej materii widać migoczącą lampeczkę}
Co do wspomnianego ,,insta” to jest dla mnie jak wspomniany plastik, mam nadzieję, że jednak dość szybko pójdziemy po rozum do głowy i zaczniemy się cenić, a nie licytować- kto ładniejszy, mądrzejszy czy może smaczny. Obyśmy w porę dojrzeli w sobie naturalne piękno i zrozumienie, nim wszystko runie, nim zadusi się tym żelastwem obłudy i próżności.
Obejrzałam swoje stare albumy i doszłam do przerażającego wniosku, bo niby wszystko cacy, wszystko pięknie, ale ileż szkód, ileż śmieci po moich wojażach, ileż osób musiało stać na baczność, bym mogła poczuć się swobodnie, pewnie czy beztrosko.
Tylko czy to o to chodzi? Moja podróż [jedna z wielu, o której pisałam jakiś czas temu] po wodach Zatoki Alaskańskiej.
Podróż cztero-tysięcznikiem, bo wygodnie, bo pięknie, bo tak wypada czy też warto, by pokazać się innym na portalach społecznościowych. Ech! wstyd mi teraz za to, bo pozostawiłam plamę ropy, zatrułam środowisko. Ktoś zamruczy; bez przesady, podobnie dzieje się, gdy wspominam o pitnej wodzie w szklanych butelkach do tego jeszcze zwrotnych- sieję zamęt i ogólne poruszenie.
Skoro Europa i całe USA produkuje lekko ponad 20% plastiku, to o czym my tu mówimy. Jak nakazać, jak namówić kogoś, by zrezygnował całkowicie z plastiku, gdy od wczesnego wschodu słońca czuć spaleniznę i swąd tego rakotwórczego i zabijającego powoli syfu. Cała Azja, Afryka i wszystko to, co je otacza – produkuje, niewielki odsetek przetwarza, resztę wyrzuca do morza, zakopuje w ziemi całe masy plastiku.
Tam zakazy nie obowiązują, mimo gróźb i jakże na pokaz miłości do natury. Wspomnę zaangażowaną w segregację Japonię czy Singapur, Malezję, ale o tym warto poczytać w necie i wziąć przykład. Nawet dotąd cicha i czysta Skandynawia wprawia mnie o ból głowy, ale wiadomo ,,Pecunia non olet”
Warto działać logicznie, ale nie impulsywnie. Przyzwyczajeni do luksusu{ chociażby płynącego z kranu} nie oszczędzamy, bo po co, bo skoro leci, to niech leci. Pada deszcz, czasem śnieg, rzeki wychodzą ze swoich koryt, więc nie powinno zabraknąć wody, ale to niestety błędne myślenie. Podobnie jest z weganami, wegetarianami, świniożercami itp… wielu sądzi, że skoro odżywiają się jak letni komar czy ślimak to nic złego planecie się nie stanie.
Obserwując lokalny ,,świat” mam wrażenie, że gdyby nie pandemia, to siedzielibyśmy cały czas w marketach, pod palmą czy w samochodzie- ot, takie nasze myślenie o ochronie środowiska. Na nic to wszystko, aż strach pomyśleć, co będzie, gdy pandemia zniknie. Choć pewna jestem, że życia na naszej planecie pozostało jednak mniej niż nam się wydaje, ale o tym zapewne wspomnę przy innej okazji, po pandemii{ około sierpnia}
Komentarze
Prześlij komentarz