Jusia, Justynka, Justyna.

 


Piszę o Niej dziś, ponieważ jutro mam zaplanowane wizyty u specjalistów, początek rehabilitacji po Covid-19 i odwiedziny u fryzjera, a co? Od samego rana będę w ruchu i raczej poza zasięgiem, a pisać o kimś bliskim- wymaga niesamowitego skupienia i spokoju. Tak więc, dziś w wigilię narodzin wspomnianej Jusi, wrzucę na luz i postaram się w kilku zdaniach, przybliżyć państwu dzień narodzin, trochę z dzieciństwa, no i oczywiście stawić czoła organizatorce imprez na skalę światową, Justynie. 

17 stycznia jakiś czas temu, tuż po 19.00. przyszła na świat moja druga córka Justysia. Musiało jej się bardzo spieszyć do tych organizacji wesel, bo parła do przodu jak czołg. Nawet sam specjalista anestezjolog poddał się po tym, gdy zanim podał środek znieczulający, było już wiadomo, że wszystko pójdzie szybciej, niż oczekiwano. Poród odbierał kuzyn - lekarz ginekolog Tadeusz K. Na chrzcinach, po kolejnej dawce wina, czekał w pokoju dla gości, na chętne do badania pacjentki. { było sporo śmiechu i żartów, proszę mnie poprawić jak pomyliłam okoliczności} 

Jako sześciolatka musiała przejść badania kuratora, zezwalające na wcześniejszą naukę w szkole. Wszelkie egzaminy zdała na piątkę i razem z o rok starszą siostrą Zuzią, poszła od września do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Potem woziłam je po szkole do Pałacu Młodzieży na zajęcia, uczyły się angielskiego, gry na pianinie, baletu, rzeźby, jazdy na nartach, łyżwach i robienia ciasteczek i pierogów- tych ostatnich,  pod moim,  okiem rzecz jasna. 

W sierpniu 2010 nasza Justyna zdecydowała się na  międzynarodową wymianę młodzieży, złożyła jako szesnastolatka stosowne dokumenty i wyjechała samodzielnie do USA, do szkoły, by szlifować język. Tylko ja i najbliżsi wiemy, ile przez cały długi rok brakowało nam Tej naszej Jusi. Rozłąka była chyba czymś najtrudniejszym w moim życiu, była czymś znacznie głębszym, niż można się domyślać. Pozostawiła w moim sercu ślad, mam nadzieję, że w najbliższym czasie ten ślad pokryje delikatna i subtelna blizna.

Wspólne podróże; Maroko 1998, Wyspy Kanaryjskie 1997,8, 2000, 2001, 2005, 2006. Tajlandia, ten po-noworoczny 2014 wypad, był egzotyczny, ale też smaczny i ekscytujący. Była Tunezja na Wielkanoc, i Egipt w listopadzie. Coroczne wakacje w Dębkach, Wilkasach na kursach tenisowych i w Krynicy Górskiej na feriach. Nie wspomnę o Wiśle, Chabówce i w Zieleńcu, było tego dość sporo, by wszystko wymienić. Jednak jest co wspominać! Obie kochamy podróże, ale dla mnie czas się już chyba skończył, mniej mnie cieszy, mnie chce podziwiać, choć na Grenlandię dalej snuję plany. 


Czas szybko biegnie, nawet się nie spostrzegłam, gdy dekada przemknęła niczym maratończyk dobiegający do mety. Teraz moja Justynka obdarowała mnie Tosią, słodką sześciolatką- wnusią, prowadzi firmę i jest szczęśliwa. Podobnie jak ponad dwie dekady wstecz, tak i obecnie, spieszno jej, a jej grafik pęka w szwach, to chyba dobrze? Powodzenia Córciu, spełnienia marzeń, radości, zdrowia i dużo szczęścia. 

Justyna Grzymała- Wedding Planer |Konsultant Ślubny Warszawa. pod tym adresem w necie, odnajdziecie firmę, która stworzy Wam cudowny w przeżyciach bal, ucztę, spotkanie czy imprezę, z której organizacją sami sobie nie dali byście rady. Wybór sukni dla panny młodej, męskiego fraku czy ślubnego  bukietu, niby proste, ale równocześnie skomplikowane. Polecam Justynę, bo ma do tego oko, wyczucie i całą masę pomysłów !!! 

Komentarze