Trzecia wojna światowa.


 Bez użycia broni palnej, bez armii wojsk, bagnetów, czołgów i rakiet. Wojna na słowa, groźby i relacje międzyludzkie. Stan ciągłego strachu, paniki i szantażu. Gra o wszystko, albo o nic. Globalna rozpierducha na wszystkich kontynentach. Tu tornado, tam wulkan, a jeszcze gdzie indziej wyzysk. Tam zlało, tam wylało, a tam zamarzło. Znowu w innym rejonie odmarza, odpada i rujnuje wszystko, co wokoło. 

Tam się pali, tam gasi, a tam wyrzyna wszystko, co przez dekady rosło, by mieć więcej, by zyskać na czasie, by lokować kapitał, by ciemiężyć innych, przestraszonych, wypędzonych ze swoich domów. Tam budować, tam burzyć, a jeszcze gdzie indziej, ryć, kopać i szukać tego, na czym jeszcze można zarobić. Wojna na poglądy, ideologie i relacje. 

Szturm na ziemię, na wodę, na lasy i wszystko, co je zamieszkuje. Pragnienie zysku jest silniejsze od poczucia jakiejkolwiek odpowiedzialności. Aby dziś, abym ja, aby wszystko, co mówi w innym języku, przestało mówić. Aby to, co myśli inaczej, zamilkło na wieki. Aby to, co twierdzi, że do tej pory robiło dobrze, uczciwie i z całym swym zaangażowaniem, zniknęło z powierzchni ziemi, aby nasz kraj był "jednorodny etnicznie" jak rzekła pewien ułaskawiony przestępca, udający teraz ministra ( to co będziemy deportować Ślązaków może Kaszubów - i ostawimy tylko katotalibów wyznawców jedynej słusznej partii ?)

Wojna z powietrza, z mediów i ta, zawierająca do tej pory wszelkie znamiona kultury, kompetencji i wartości. Bezgraniczny strach o wszystko, każdego dnia i nocy. Bunt z samym sobą i niekontrolowany konflikt pokoleniowy. Brak nam cierpliwości, odporności i wrażliwości. Skupieni na sobie i swoich potrzebach, zapadliśmy się pod ziemię, tworzymy korytarze niczym krety, w poszukiwaniu skarbów, nie żeru. 

Złość, histerię i bunt przelewamy na tych, którzy są najbliżej nas. Jak z kałacha dajemy kolejne serie w kierunku nieposłusznych, a zarazem najbliżej stojących. Ogłupieni szybkim zyskiem i błogim upojeniem się chwilowym jego zauroczeniem, domagamy się więcej. Wdrapując się na szczyty, ranimy odłamkami tych, którzy asekurują nas. Nie obchodzi nas nic- tu walka jest najważniejsza, a jej trofeum czeka już na czerwonym dywanie. 

Paranoiczna obawa przed chorobą śmiertelną, przed odrzuceniem ze społeczności. W końcu postępujące poczucie nieprzydatności, bo za stary, bo niezaradny życiowo, bo małomówny, bo nie pasuje do reszty, bo wolno się uczy, bo często choruje, bo myśli inaczej, bo nie wierzy w Boga, bo lubi samotność, bo walczy z głupotą, bo nie znosi obłudy, chamstwa i brutalnego świata. 

Trzecia wojna światowa już jest z nami od lat. Tu nie są konieczne naloty czy najazd obcych wojsk. Pozabijamy się za moment nawzajem, za lepszą posadę, dom, auto. Kolejne warianty wirusa Covid-19, mutacje i wciąż niewielki procent zaszczepionych- to jak uderzenie bomby. Jedni się boją, drudzy balują i czekają na jeszcze większy bal, na codzienne fajerwerki, na szampana pod Giewontem. Tu nikt nie wydaje rozkazów, a rozporządzenia i regulaminy, bez których nie znajdziesz pracy czy dachu nad głową. 

Komentarze