Zuzia, Zuzanka, Zuzanna.

 


Wietrzny i chłodny, ale bez mrozu i śniegu. 14 stycznia 1994 przeszedł do historii jako dzień narodzin Zuzanny. Na warszawskiej Woli, wśród miłych i przyjaznych ludzi, przyszła na świat moja córka Zuzia. Szpital św. Zofii w tamtych latach nie cieszył się tak wielką renomą i uznaniem, ale mimo to, postawiłam na właśnie to miejsce. Mój wcześniejszy poród w tej placówce nie był łatwy, rok 1988, szaro, buro i przygnębiająco, ale wtedy siłami natury, bez wsparcia medyków - pojawił się na świecie syn. 

Tym razem, upragniona, wyczekiwana, dziewczyna z charakterem - pojawiła się na świecie. Po znieczuleniu zewnątrzoponowym {dziś przez wielu uznawanym za zbyt niebezpieczne} dyskusji o modzie i stylu uwodzenia, prowadzonej przez świetnego doktora [ Piotr lub Paweł Lewandowski- nie pamiętam dokładnie imienia, ale nazwisko pozostało mi w pamięci] musiałabym poszperać w necie, by dotrzeć do wspomnianego pana doktora. 

Było wesoło i nie czułam bólu, wszystko odbyło się  według zasad i reguł, jakie wcześniej zawarłam ze szpitalem. Mianowicie; w tamtych czasach, by zająć szpitalne łóżko w danej placówce, trzeba było opłacić tzw. cegiełkę. To z tych środków powstała nowoczesna, przyjazna kobietom, matkom, dziewczynom , jednostka - kołyska, pozwalająca na zdrowy i humanitarny poród, na pomoc w potrzebie kobietom w różnym wieku i z różnymi dolegliwościami. Jeszcze kilka razy bywałam tam na oddziale, by zmierzyć się z bólem, z peselem czy odwiedzić kogoś bliskiego. 


Milion czterysta siedemdziesiąt złotych- wtedy były to zupełnie inne pieniądze niż teraz, ale miały duże znaczenie. Ktoś wpłacił milion, ktoś inny dwa czy trzy, ktoś inny trochę  mniej, ale wtedy liczyła się każda złotówka, bo powstawał nowy, cywilizowany szpital. Wtedy to, myślałam, że za jakiś czas- moje dzieci trafią tam ze swoimi dziećmi, teraz wiem, że to było możliwe, że w szpitalu św. Zofii urodziły się dwie moje wnuczki[ prawie na tym samym łóżku] córeczki Zuzanny {Rozalia i Aurelia}  Dziś Zuzia jest panią magister od nauki wczesnoszkolnej, mimo wielkiego zaangażowania się w tworzenie rodziny, weszła do grona pedagogów. Gratuluję!

Po porodzie leżałam sobie w dwuosobowym, czystym i widnym pokoju razem ze swoją nowonarodzoną córeczką i Anią  z Warszawy{ też urodziła córeczkę, ale miała cesarkę, bardzo płakała z tego powodu, dużo rozmawiałyśmy, jakiś czas potem, kumplowałyśmy się, aż ślad zaginął} Była ze mną jeszcze Grażynka z Brwinowa, pani lekarz weterynarii, urodziła syna. Wspomnień czar, wszystko wraca co roku, o tej samej porze, nic na to nie poradzę. 

Po trzech dobach, wróciłyśmy do domu, Zuzia była dość sporym noworodkiem, bo ważyła po porodzie ponad cztery kilogramy, a jej wzrost to ponad sześćdziesiąt centymetrów. W domu jadła  w dzień i w nocy, spała wtedy, gdy ja sprzątałam i gotowałam. Budziła się wtedy, gdy ja kładłam się spać, ale tak już jest w naturze, że - ,,Jest na świecie taka miłość, która jest bezinteresowna i najprawdziwsza ze wszystkich- to miłość matki do dziecka. Choćby nie wiem co się stało, choćby nie wiem jak bardzo własne dziecko cię zawiodło, zraniło, to i tak będziesz je kochać ze wszystkich sił. Ta miłość jest jedną z najpiękniejszych miłości''- Gabriela Gargaś ,,Trudna miłość'' [choć nie jest to moja pisarka, ale słowa jakby moje...matczyne] Wszystkiego najlepszego Zuziu. 

Komentarze