Błonie, narzekania ciąg dalszy.

 


Globalnie narzekamy, skutecznie okłamujemy, by osiągnąć upragnione szczyty. Błonie jest miastem z tradycjami, rozpoznawalnym na niemal całym świecie, a to za sprawą zakładów Mera -Błonie. Zapałki sprzed wojny, sporo zniszczeń po niej i pracowitość umęczonego ludu, który napływał zewsząd. 
Oczywiście mieszkańców urodzonych w Błoniu była spora grupa, ale większość to nabytek z niemal całej Polski. Wzmianka z internetu mówi; ,,W 1970 Zakłady Mechaniki Precyzyjnej przekształcono w Zakłady Mechaniki Precyzyjnej ,,Mera -Błonie'', lokując tu produkcję urządzeń peryferyjnych do maszyn cyfrowych. Fabryka rozpoczęła produkcję komputerowych drukarek  wierszowych na które licencja została kupiona na przełomie 1968-1969 od angielskiej firmy ACL''


Tylko osoby starsze i te, które wiedzą o czym mowa, mogą krzyczeć, narzekać i burzyć się na Ratusz i jego wydatki poświęcone pomnikowi zegarka jaki powstał vis a vis wspomnianego Ratusza. Osobiście jestem ZA takim upamiętnianiem rzeczywistości niż te inne, z postaciami w roli głównej. Zegarki, drukarki, komputery czy parkometry- to wszystko pochodzi z naszego miasta, to wszystko, przez dekady rozjaśniało w głowach nie tylko europejczyków, ale i we wszystkich zakątkach świata. {wszystko to, o czym tu wspomniałam, znajdziecie oczywiście w Błoniu, w Muzeum Ziemi Błońskiej} 


Pamiętam lata osiemdziesiąte, gdy biegiem przemierzałam ulicę Grodziską, udając się do szkoły w centrum miasta. To ja szłam w odwrotnym kierunku, tłumy mieszkańców Błonia zmierzały do pracy, do Mery, do swoich stanowisk, taśm, biurek i projektów. Całe rzesze ludzi na siódmą czy na ósmą rano, udawały się do swojej wymarzonej pracy, do polskiej firmy, nie francuskiej, niemieckiej czy innej. Nikt wtedy nie narzekał; znam panią Irenkę z Błonia, przepracowała tam całe swoje dorosłe życie. Czasami pogadamy sobie na mieście, w parku za kinem czy na ławeczce przy Ratuszu. Z wypiekami na twarzy opowiada o tamtych czasach, o cudownych latach, gdy pracowała w zakładach Mera-Błonie. 


Teraz mieszkańcy Błonia pracują, gdzie się da; u Niemca, Holendra, Francuza, Włocha czy Amerykanina, ale to już inna bajka. Taka globalna wioska, a czasem to kwestia podejścia do sprawy. Narzekamy na sklepy, że nie tak zaopatrzone. Narzekamy na ulice, na brak obwodnicy, na basen, że powstał, a gdyby go nie było, to też byłyby krzyki, że inni mają, a Błonie nie. U Polaka nie chcemy pracować, bo jest zbyt wymagający, bo na czas podobno nie płaci, ale to tylko kwestia czasu{ za moment może być za późno na wiele decyzji}

Marudzimy na drogi, na brak odpowiedniej ilości ścieżek rowerowych, ale inne miasta tez mają podobnie. Zrzędzimy na nieudolność lokalnej władzy, bo za długo, bo zbyt dużo stawia granic. Ubolewamy nad środowiskiem, na zanieczyszczanie okolicznych strumyków, rzek i stawów, a sami dolewamy ,,oliwy do ognia''...Wyrzucamy worki ze śmieciami do rowów, do lasów, do miejsc, gdzie oko ludzkie nie sięga, albo sięga, ale w ciemnościach nocy dostajemy przyzwolenie sami od siebie. Buntujemy się, gdy coś nam nie pasuje, gdy dzieciak płacze, gdy starzec chce przejść przez ulicę, ale wolno mu to idzie. Gderamy na lewo i prawo, gdy prawo nas prześladuje, ale prawo to zawsze świadoma odpowiedzialność, a z nią mieszkańcom Błonia nie po drodze. 

Jojczenie polityczne czy biadolenie na tematy wiary, nadziei i miłości pozostawię na kolejny wpis...do czego już dziś serdecznie państwa zapraszam. Dziękuję za uwagę i życzę pogodnej i spokojnej niedzieli. 

Komentarze