Znajomi, z którymi mieszkałam w Warszawie, dzwonią i pytają; Co słychać na wsi? Jak się żyje? - to nikomu nie muszę tu opisywać ze szczegółami, ale to; jak o tej porze jest na wsi, chętnie napiszę kilka zdań. Kocham wieś i tak już mi pozostanie, uważam, że natura i jej piękno pozwalają na przezwyciężanie swoich słabości, czar wiejskich widoków, chroni przed natłokiem złych, a czasem toksycznych informacji. Kolor zielony niezwykle wycisza utrapiony i wycieńczony po zimie organizm. Kolor nieba daje ogrom możliwości do przemyśleń i zastanowienia się nad całym tym globalnym chaosem.
Co słychać na wsi? ano nic szczególnego, to samo, co rok czy dwa lata temu. Tu podrosła jabłonka, a tam pełna jedwabnego kwiecia wiśnia. Gdzieś w samym rogu, przy skraju płotu wybija szałwia, a pod jej boczkiem tymianek i niezwykłe oregano. Trawa w mgnieniu oka zrobiła się soczysto zielona, gotowa do pierwszych w tym roku koszeń. [osobiście koszę bez zbierania - ścięta trawa to bardzo dobry nawóz, może wygląda nie tak jak chcieliby przybyli goście, ale to ja tu rządzę i wiem, czego trzeba mojej ziemi]
Tu, moja wnuczka, odpoczywa w czasie marszu do miasta.Dziewicze połacie mniszka lekarskiego [nie mylić z chwastem o nazwie mlecz] z którego czasem chce się zrobić niezwykłą nalewkę czy smaczne swojskie wino. Radzę poczytać o obu, by nie narazić się na przykre dolegliwości ze strony wspomnianego mlecza. Gdzieniegdzie wystają malutkie kapelusiki, które z czasem przeobrażą się w zdrowy skrzyp. Zakwitła na bordowo- różowy kolor magnolia, jeszcze niewielkich rozmiarów, ale obsypana kwieciem jak panna młoda. Kwitną bzy, wiśnie, jabłonie i klon, który jeszcze dość nieśmiało zaprasza pod swe gałązki błąkające się ptactwo.
Wszystko przez wydłużoną do granic możliwości zimę, chłody i przymrozki, a mowa o truskawkach, jeżynach czy borówkach. O tej porze można było już zauważyć owoce, obecnie ledwie widoczne listki, to znak, że wszystko w tym sezonie będzie ciutkę później. Nieśmiało, ale zdecydowanie i zasługuje na kapkę naturalnego nawozu dał o sobie znać lubczyk i szczypiorek. Rukola zaznacza swoje ogromne terytorium, co latem umożliwia ,,gar-kuchnię'' dla tysięcy pszczół i trzmieli. Czosnek ruszył jak krótkodystansowiec, poczuł słoneczne promienie, dostał dość deszczu i ...chyba ,,będą z niego ludzie''
{to stara fotka, działo się w ogrodzie}Groszek cukrowy jeszcze tkwi pod płachtą z agrowłókniny, ale już widać jego porządnie uformowane listki i widać, że chce już swobodnie i samodzielnie oddychać, bez białej płachty. Nasiona fasoli, mimo przykrycia i dokładnego zabezpieczenia, zgniły od zalegającego przez kilka kwietniowych dni śniegu. Cóż, trzeba będzie włożyć do ziemi nowe nasiona i dać im szansę, kiedyś w końcu wyjdą. Najlepiej wyszła na tym rzodkiewka i sałata, obie posiane pod tunelem z poliwęglanu. Właśnie pochłonęłam dwie rzodkiewki ze swojej hodowli. Może nie były takich rozmiarów jak z marketu, ale co za smak...Sałacie muszę poświęcić więcej czasu, ona kocha słońce, a tego jak na lekarstwo, rośnie, ale kiedy będzie na obiad? - tego jeszcze nie wiem.
W tunelu są jeszcze truskawki dla odwiedzających wnuków- to te bardzo wczesne i plenne, dają owoce przez całe lato, do jesieni. Sporych rozmiarów rozmaryn czeka na przesadzenie do gruntu, ale pan Rozmaryn lubi ciepło i słońce, więc czeka sobie - czasem gadamy o tym czy tamtym, podobno lubi się wykłócać? Mimo wszystko, nabrał pięknego zielonego koloru i czeka na boku. Kolendra urosła dość spora, choć z nasion w lutym wysiałam pietruszkę, to okazuje się po smaku, że to jednak kolendra. Tak czasem bywa z nasionami. Rok temu kupiłam w pewnym sklepie nasiona pomidorów, takich do jedzenia i przetworów. Jak się okazało po czasie; 80% to pomidorki malutkie, słodkie, drobne do skubania z krzaczka.
Mimo rwy kulszowej wszystko odbywało się zgodnie z planem, wiedza medyczna ma swoje szczególne miejsce w moim życiu. Udało się w porę zatrzymać ból, z czego jestem bardzo zadowolona. Dalej mogę tworzyć swoje malarskie dzieła sztuki, śmigać na rowerze, obcować z naturą, grzebać w ziemi, pisać i spełniać się na ile to możliwe. Cieszy ogród, raduje ciepło, które Matka- Natura nam dawkuje, uszczęśliwia tok myślenia, który po bardzo długiej zimowej przerwie wraca ze zdwojoną siłą.
Co na tej grządce, a co na tamtej? Gdzie posadzę panią Dynię, a gdzie panią Cukinię? Ot, takie moje codzienne sprawy. W międzyczasie jest chwila na upieczenie drożdżowego czy szarlotki. Jest czas na książkę, lampkę Chardonnay czy pogaduszki z przyjaciółkami od serca. Chce się głośno krzyczeć; Chwilo....Trwaj!!! i mnie nie opuszczaj!!!
Komentarze
Prześlij komentarz