Odświeżanie, odnawianie, odpicowywanie, odgruzowywanie, podkręcanie, mycie, szorowanie, pichcenie, pastowanie, konserwowanie itd. itp.
Pościmy, bo jesteśmy tego nauczeni, powstrzymujemy się od zjedzenia szynki, bo tak nam przez lata sugerowano, wpajano do głowy. Przez pryzmat nieba i piekła, bo takim zachowaniem zmienimy świat na lepszy. Powstrzymujemy się od wielu przyjemności, bo tak trzeba, bo nie wypada, bo Bóg widzi. Choć z punktu widzenia przeciętnego zjadacza chleba, to dobre wyjście; wyjdzie nam na zdrowie i tyle.
Krzątamy się nerwowo w kuchni, szurając kapciami, dobiegamy w porę do piekarnika. Tracimy ogromne pokłady energii i stresu. Dopasowując świąteczne menu do grymaśnego wnuka, do syna, który połyka wszystko, co tłuste, smaczne i pięknie podane- niczym pelikan, do cioci, która cierpi na nadkwasotę i wujka, który ciągnie alkohol jak radziecki czołg. Pokrzykujemy na bogu ducha winne dzieci, szarpiemy za kołnierz chłopa, który spóźnił się na śniadanie i głodzimy kundla, który szczekaniem, nie upomniał się o swoje.
Zwieńczeniem naszych trudów, starań i trosk staje się Wielkanocny czas świętowania. To tutaj musi wszystko błyszczeć, zaskakiwać gości i umilać czas. Wszystko musi być dopięte na tzw, ostatni guzik. Okna muszą być umyte, bo co na to sąsiedzi? Nowe firany, zasłony- to tradycja wyniesiona z rodzinnego domu. Kurze wytarte, łazienka wypucowana, podłogi zadbane. Serniki, baby i inne rarytasy muszą wyjść z pieca na czas, pieczyste niezbyt tłuste, żurek podany w świątecznej zastawie.
A gdzie My? Gdzie My, Kobiety Polskie? Chcemy pokazać całemu światu, odrzucając wszelką pomoc, że jesteśmy silne, odważne i samowystarczalne? Po co? Nieważne, że padamy z nóg, gdy zasiadamy do świątecznego śniadania, a gdzie jeszcze kolejne godziny ucztowania? Musimy podać przybyłym z bliska czy z daleka swoje galarety, jaja na kilka sposobów czy pęta białej kiełbasy, a przecież wszyscy mamy jeden żołądek, jedną i tak już obolałą wątrobę czy schorowaną trzustkę. Nie rezygnujemy z niczego; jemy na umór, potem napar z ziółek, znany lek z apteki, by tylko ulżyło.
Po całym tym obżarstwie, obiecujemy sobie, że już nigdy więcej!!! Ale jak to w życiu bywa- znów dajemy się nabrać na ten marketingowy chwyt, na opowiastki o tradycji, o triumfie zła nad dobrem lub odwrotnie. W poczuciu niespełnienia, winy i nieprzydatności- popełniamy te same błędy. Jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził! Wnuk miał gorączkę i biegunkę, syn skarżył się na ból pod łopatką, ciocia wypiła cały zapas ziół, a wujek wyjechał wściekły, bo nie miał z kim się napić. Nam skoczyło ciśnienie, pojawił się kolejny żylak pod kolanem i obraziliśmy pana Boga i wszystkich świętych na wszystkie możliwe sposoby. Ot, święta, święta i po świętach.
P.S. Ja mam dziś urodziny i świętuję je przez kilka dni, leżąc, tańcząc, czytając, popijając winko, podjadając coś z lodówki, ale niekoniecznie. Czy sama? to się jeszcze okaże? Z tego miejsca życzę Wam wszystkim czytającym mojego bloga zdrowych, rozsądnych, pogodnych i spokojnych Świąt. Alleluja!!
Komentarze
Prześlij komentarz