Też masz takie wrażenie?


Szósta rano, budzik daje sygnał, że pora wstać. Dla niektórych jest to piąta, a nawet czwarta - ci z oddalonych o ponad sto kilometrów pracowników centrów logistycznych, to właśnie czwarta rano stała się porankiem. To oni muszą dojechać zorganizowanym transportem do pracy w magazynach, w pobliżu Błonia. Nic zatem dziwnego, że poranek zaczyna się tak wcześnie, a dzień kończy o dwudziestej. Konsumpcjonizm, wciąganie w pułapkę ,,zastaw się, a postaw się'', czy; ,,muszę być lepszy od innych''- stało się czymś w rodzaju ołtarza ofiarnego. 


Mało co cieszy, a jak już cieszy, to bardzo krótko. Chcemy być szczęśliwi 24/h, pragniemy mieć, brać i korzystać ze wszystkich możliwych dóbr materialnych i nie tylko. Planujemy, szeregujemy i stawiamy do pionu tych, którzy nie nadążają za nami. Niby nowy dzień się zaczął, ale znów to samo, znów te same obowiązki, ta sama sałatka w barze na dole, ten sam szef, ale inny team. Ktoś podpadł, ktoś wypadł z gry, komuś brakowało emocji? A może jednak ktoś nie podołał całej tej strategi, nowoczesnej technologii czy po prostu pragnął innej zupełnie odpowiedzialności za swoją pracę. 


Budzisz się, wypijasz poranną kawę, pędzisz do pracy, przeciskasz się wśród zaspanego jeszcze tłumu. Ktoś w metrze czyta książkę {to już rzadkość} jakaś młoda dama w niewielkim lusterku dopieszcza swe rzęsy, jakiś staruszek musiał wyjść po bułki, bo całe życie po nie wychodził. Ot, codzienność w pigułce, niby zwykła soczewka ze swoim odbiciem, ale na naszych oczach świat nabiera tempa. Już nic nie jest takie samo, jak jeszcze dekadę temu. Doba skróciła się o jakieś dwie- trzy godziny, niby ma te swoje 24, ale trzysta minut zabiera nam dojazd do i z pracy. 


Ledwie zaczniemy pracować, a już kątem oka zauważamy południe. W komputerze cyferki przeskakują niczym foteliki na karuzeli, kawa z automatu przestała smakować, a szef zamknął się w swym kantorku i zerka na nas powolnie ze swojego monitoringu. Nic nie zrobione, albo niewiele, a za moment szychta i znów pakujemy się w środki komunikacji miejskiej, pracownicze autokary czy swoje fury i zmierzamy w kierunku domu. Chcemy zarabiać fortunę, chcemy wiele znaczyć, szlifujemy zasady, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. Tylko po co? - I tak przecieka wszystko przez palce, i tak brakuje nam czasu na zrealizowanie marzeń, więc o co chodzi? 


Ledwie dotrzesz do chaty, obmyjesz twarz, wyszorujesz ręce i łapczywie wsuniesz coś do ust, zrobi się wieczór. Dzieci w stresie, my uwikłani w to samo, tylko ze zwielokrotnioną siłą, ale wpisujemy do grafiku; ,,Wakacje'' i już nam lżej. Dzień za dniem mija bardzo szybko, jeszcze niedawno był marzec, a już mamy prawie końcówkę maja. Za moment upragniony czas urlopów, a wtedy mamy do wyboru las, plażę, dalekie czy bliskie podróże. Mamy to, na co nas stać, mamy to, z czym lubimy się najbardziej. Jeśli lot, to ten dłuższy, ale z nieziemskimi widokami, albo ten krótszy, zupełnie odmienny w charakterze i doborze widoków, smaków i odczuć. 

Odnoszę wrażenie, że wszystko płynie zbyt szybko, że czas, gdy byłam młodsza wolniej mijał. Maj trwał i trwał, czerwiec znaczył ciepło, skoszone siano i beztroski okres wyczekiwania wakacji. Obecnie wszystko się wymieszało, utraciło swój sens. Ludzie mogą mieć wakacje kiedy tylko chcą, mogą planować, ale rzadko z tych planów jest radość. Wszystko stoi na głowie, nikt za nic nie odpowiada, mało kto zastanawia się nad tym, dlaczego tak się dzieje. Martwi mnie susza, drażni nieczułość w stosunkach międzyludzkich. Czyżby jakiś konflikt globalny wisiał w powietrzu? A może się jednak mylę, może tylko ja odnoszę wrażenie, jakby świat za moment miał się skończyć? ...

Komentarze