Dozuję przyjemności.


Już słyszę szmery i ciche odpowiedzi; Co z seksem, co z piciem, paleniem i podróżowaniem? O tym też, ale przecież przyjemności to, cała masa zdarzeń, to wiele otaczających nas procesów i ludzi z nimi związanych. Z racji wieku, zdrowia i innych możliwości- dozowanie przyjemności uważam za otwarte. 

Inaczej patrzę na świat, z innego punktu go widzę. Często przez pryzmat doświadczeń i obciążeń. Już niczego nie planuję, a czekam co przyniesie los. Planowanie należy do ludzi, którzy mają jeszcze duuużo do zrobienia. Ja już swoje zrobiłam, wywiązałam się z roli żony, matki, koleżanki...itp.


Teraz sobie odpocznę, zrobię kawę, o której chcę godzinie. Zjem na śniadanie to, co lubię, ale bez szaleństw, by zbytnio nie obciążać Matki- Natury. Zjem to, co urosło blisko, co nie zatruło środowiska, nie przysłużyło się do powolnego niszczenia Planety. Nie samą marchewką żyje człowiek, ale...


Ktoś z bliskich szarpnie mnie za kołnierz i wykrzyknie; Czy ty nie zwariowałaś? Nie, ja już nic nie muszę, ja tylko mogę!!! Nie chce mi się dalekich podróży. Nie z lenistwa, ani ze strachu przed lotem, a z racji oceny swojej świadomości. Jestem w swoim, kochanym domku, otoczona swojskimi zapachami, barwami i smakami. Niczego mi nie brakuje, na nic nie narzekam, że hotel, że zimna woda w basenie, że podłe jedzenie- mimo 5*. 

Robię przyjemną dla ducha i ciała kąpiel z niezwykłej borowiny i leżę ile chcę. Dozuję tego typu kąpiele, bo nie tylko koszty wody mają tu znaczenie, ale jej oszczędzanie. Racjonowanie wody, świeżego powietrza czy przyjemności to domena ludzi myślących o tym, co później i po co. 

Stopniuję kontakty z ludźmi, bo żal mi czasu na dziwne reakcje i podejrzliwe ocenianie mnie po wyglądzie. Odmierzam dobre i złe strony codziennych czynności. Porcjuję kontakt z naturą, by każdego dnia cieszyć się z czegoś innego. Dozuję promienie słoneczne, bo w nadmiarze szkodzą. Czekam z utęsknieniem na burzę, na deszcz, a zimą na obfite opady śniegu. 


Nastawiam się na emocje z niewielkim oporem. Już nie nadążam za galopującą rzeczywistością, już nie przebieram w słowach, gdy trzeba ich użyć, by nie dostać po dupie. Stałam się z czasem egoistką, trochę późno, ale dobrze, że ta chwila nadeszła. Dozuję uczucia i stawiam warunki. Już brak mi tego entuzjazmu, co jeszcze dekadę wstecz, ale jeszcze nie umieram. 

Tyle trudu zadaje sobie człowiek, by zadowolić innego człowieka. A po latach okazuje się, że nie było warto, że ten drugi był głuchy, ślepy i nieczuły...Ot, puenta i sygnał dla wielu istnień. 

Komentarze