Podrygi sanatoryjne {3, ostatnia}


Sanatoryjna przygoda, część trzecia- ostatnia! Trzeba by jakichś stu, albo dwustu wpisów, aby opisać wszystko to, co działo się przez te dwadzieścia lat. Oczywiście stan mojego zdrowia polepszył się, a nawet zaskoczył panów profesorów, wyniki badań i wszelkie rezonanse i tomografy wskazywały na to, że Zofia {książkowa bohaterka to Anastazja, moje imię nadane i przypieczętowane pewną, drewnianą lagą, dawno temu} Mogłam po kilku miesiącach do Buska Zdroju jeździć sama autem. 

Wspierałam wtedy duchowo i fizycznie pewną znana firmę farmaceutyczną. Pakowano mi do bagażnika, kartony z ulotkami i gadżetami firmowymi, które umiejętnie lokowałam w poszczególnych placówkach. Praca nie była łatwa, bo nikt wtedy firmy nie znał, bał się rozmowy i mojego wzroku. 

Na szczęście wszystko potoczyło się tak jak trzeba, dziś firma znana, lubiana i przynosząca ogromne zyski. Wszystko znajdzie się w pisanej przeze mnie książce- wydawca? - Już oblizuje się na samą myśl o zysku, ale to ja decyduję, kto i kiedy...Dziś tylko kilka wspominek i informacji o tym, jak to bywało, kto z kim się spotykał, jakie były skutki picia wódki i kto zyskał na takich wyjazdach? 


Oczywiście czułam się znakomicie na takim wyjeździe, jak ryba w wodzie, umawiałam się z osobami, które decydowały o tym, w jaki sposób puszczamy reklamę w konkretnym obiekcie, do kogo ma dotrzeć i kogo zaprosić do rozmów? Gdzieś mnie odesłano {czytaj; podziękowano} wróciłam w innym stylu, z inną gadką- pomogło! Takie przysłowie; Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle! było na miejscu. 

Przez dwadzieścia lat obserwowałam chorych, uciemiężonych, zrezygnowanych, przykutych do łóżka {te osoby bywały z opiekunem} Osoby starsze, którym nie dawano szans, karmiono kwaśnym, zjełczałym serem białym. Te osoby na nic nie narzekały, z wszystkim się zgadzały, cieszyły się, że są w sanatorium. Żal było mi ich, czasem się za nimi wstawiałam, ale z czasem zrezygnowałam- stwierdziłam, że jednak nie warto! _wiem, co piszę. 

Ileż znajomych, pseudo przyjaciół, którzy liczyli tylko na zysk, na prestiż {tej z Warszawy} Byłam jedną z nich, bawiłam się za swoje, dbałam o zdrowie, obserwowałam uważnie to, co wokół. Dziwiło rozpasanie i nierząd- z czasem przestało. Dziwiło to, że kwota, jaką lokalne placówki Funduszu wpłacają na poczet lecznictwa konkretnej osoby, to śmiech na sali. Dziwiło wiele rzeczy, wiele zachowań i relacji międzyludzkich. 

Kobieta ubrana w koronki, zadbana i inteligentna, zadaje się z taryfiarzem, który zostawił rodzinę, zapewniając ją, że idzie zarabiać na chleb. Żal mi było kobiet, samotnych i zagubionych, ale po pewnym czasie i ten tajemny proces, został wyjaśniony, a temat zamknięty. Mężczyźni, którzy w chałupach pozostawiali swoje piękne, pracowite i ufające im żony- szukający na wyjeździe,  przygody swego życia. Jak koguty nad ranem, przygotowujące się na pierwsze kuranty,  jak rycerze nadciągający z królewskim orszakiem przed tron króla- tak oni, wyprostowani, nonszalanccy i z tzw. ,,gestem'', gdy zachodziła potrzeba. Oby końskie zaloty się powiodły, oby ta ruda nie stawiała oporu, bo ładna, wyróżnia się z całej tej kuracyjnej gromady, ,,nibychorych''. Myślał, że zaskoczy cię soczkiem ze słomką, licząc na nockę ze śniadankiem!.. Z gęby jechało mu świeżo przetrawionym sianem, skąd wiem, jak takie pachnie? Ano stąd, że w dzieciństwie miałam koniki i znam ten zapach, a raczej smrodek. Buty u...ne błotem, marynarka chyba po niewielkich rozmiarów kuzynie...i taki staje przy tobie i pyta; Czy mogę? - To ja się pytam, czy mogę kopnąć pana w d...? 

Oczywiście bywały osoby chore, potrzebujące natychmiastowej, fachowej opieki, ale ich było jak na lekarstwo. Większość przybywała ,,do wód'' w celach zupełnie innych. To TU Hela, mieszkająca na stałe w Szwecji poznała Henia z Wrocławia. To TU, Wiesiek z Mrągowa zauroczył się na dobre w Gośce ze Śląska. To TU, Zbynio z Kanady poznał Wandzię i zabrał ją do Vancouver. To w Busku Zdroju pobiły się dwie kuracjuszki o Mietka, przyjechała policja i zgarnęła całe towarzystwo. To w Busku Zdroju, przy stoliku kawiarnianym, podczas dancingu, zmarł na zawał chłopina z Małopolski. {imiona zmieniono}

Fakt; poznałam wiele cudownych osób, ale z czasem ich liczba spadła do JEDEN! Pani Krystyna, lat 84, wtedy była chwilę na emeryturze, przyjechała do Buska Zdroju z pobliskiej miejscowości{mam z Nią kontakt do dziś} Wszyscy inni wykruszyli się, choć większość chciałaby kontynuować znajomość, to ja już nie. Wszelkie przygody miłosne, rozczarowania i inne znajdą się w mojej książce, o której wspomniałam. Ileż może wytrzymać człowiek, ile dać z siebie, a nic w zamian nie otrzymać. Te wszystkie poznane przeze mnie kobiety, ci faceci, oblani wodą kolońską lub ci, którzy liczyli na więcej...Dziś po latach, widzę to zupełnie inaczej, mam żal do siebie, że byłam...no właśnie - jaka ja wtedy byłam? ...


Komentarze