Dzisiejsze podsumowanie dwóch dekad i ostatnich mroźnych dni, to może i wisienka na torcie- dla mnie delikatnie sprawę ujmując to-czas stracony. Jednak walka o zdrowie, o kondycję i o przyjemne spędzanie czasu były silniejsze ode mnie. Chciałam po raz kolejny sprawdzić, czy coś się tam zmieniło, czy kuracjusz jest traktowany tak jak powinien? Trzeba mieć wyjątkowo dobre geny, by stawić czoła sanatoryjnym wymogom, by zdążyć na czas, by wykonać wszystkie medyczne zalecenia. Jeszcze dwie dekady wstecz uważałam inaczej, ale dziś, z perspektywy czasu i wszelkich procesów porozumiewania się, twierdzę, że do sanatorium powinni udawać się osoby młode, zdrowe, pewne siebie, bezwzględne i urodziwe. Inne nie podołają temu wszystkiemu, co czycha w sanatorium.
Przy stoliku, starszy pan ostentacyjnie wyjmuje po posiłku porcelanowe ząbki i czyści je widelcem, którym przed chwilą jadł posiłek. Niewysoka, w średnim wielu kobieta wlewa do kubka dobroczynną, leczniczą wodę, płucze zaciekle swoje jelita, krtań czy usta, wypluwa po chwili wszystko z powrotem do metalowego, wypucowanego zlewu. Pobierane tzw. klimatyczne- nijak ma się do tego, co wokół.
Okolica cała w ciemnym i cuchnącym smogu, ale klimatyczne musisz zapłacić, bo cię nie zameldują. Musisz zrywać się na zabieg, bo wszystkim się spieszy. Tam napewno nie odpoczniesz, nie poczujesz siły spokoju i taktu. Poranne zabiegi porządkowe postawią cię na nogi, a wieczorna[ telefon pewnie umarłego by poruszył, głośny i do oporu z pytaniem,,czy wszystko w porządku''? Tak, wszystko w porządku!!! Przecież prosiłam, by mi nie przeszkadzano! Jednak to nie zadziałało, skierowano mnie do dyrekcji, bym tam to zgłosiła. Buu. [jeszcze dyrekcja? jej przeszkadzać] Otaczający pracownicy nie wyglądają na przyjaznych, miałam wrażenie, jakby pracowali tam za karę.
Mało kto się uśmiecha, choć pan z recepcji był niezwykle uprzejmy, uchylając rąbka tajemnicy czyli otwierając zamknięte przejście do lokalu ,,Belwederska''. Wcześniej to przejście było otwarte dla wszystkich dziś w dobie złodziejaszków i oprychów - zamyka się cały świat. {i to korytarz w Marconim i to również, dzieli próg i kwota za dobę}
Poduszki, kołdry i łóżka! Długo trzeba by o nich pisać, bo dla chorych to one nie są. Łóżka bardzo wąskie, twarde, kołdry leciutkie, a raczej mizerne. Poduszki! Hmm! Trudno nazwać coś poduszką, gdy w środku znajdują się zjełczałe grudki. Meble pamiętające czasy towarzysza Edwarda, ale to nie istotne. Ważne, by zabiegi były odpowiednie i należycie wykonane, reszta jest milczeniem. Jednak w sanatorium Marconi są pokoje nowoczesne, przestronne i funkcjonalne, ale takie to chyba każdy z nas ma w swoim codziennym zasięgu. Co do wspomnianych poduszek i łóżek to pozostawiłabym tu spory znak zapytania- odbyłam szereg rozmów i wiem, że poduszki są w całym obiekcie takie same.
Moja kąpiel w borowinie wykonana przez bardzo miłą panią Małgosię była przyjemna i zapewne przyniesie ulgę. Masaż wibracyjny tzw. aquavibron - Poprawia ukrwienie i elastyczność skóry, wskazany dla osób z problemami zwyrodnieniowymi, dyskopatii czy bólach kręgosłupa {jest lepszy od masażu klasycznego- tak ja uważam} Zwinne ręce pani Małgorzaty - niezastąpione! Taktowne zachowanie i fachowa obsługa. Kriosauna ogólnoustrojowa to nic innego jak mrożenie cielska, niezwykle przyjemny zabieg- stosowany po operacjach, chorobach kości, wspomaga walkę z otyłością jak też spowalnia starzenie się. Uwielbiam ten zabieg mimo, że temperatura wewnątrz dochodzi do -140 stopni, ale warto to tylko trzy minuty.
Pani Judyta z sanatorium Krystyna stanęła na wysokości działania, uprzejma, a jednocześnie stanowcza. Mierzyła ciśnienie przed i po zabiegu, zwracała uwagę na noszenie maseczek i pomagała wyjść z kriosauny. Taki zabieg dla mnie to ogromne wyzwanie, 7.30. bieg z ,,Marconi'' do ,,Krystyny'' ale warto i to bardzo. Choć wielka szkoda, że nie można go wykonać po obiedzie.
To tyle byłoby na dziś, o jedzeniu, czasie wolnym i rozrywkach napiszę już wkrótce. Zapraszam!
Komentarze
Prześlij komentarz