Po zdrowie i relaks. {część 1}


W lutym 2001 roku, ze względów zdrowotnych wyjechałam po raz pierwszy do sanatorium. {Jestem w trakcie pisania na ten temat książki, ale jak wiadomo- to temat rzeka, więc zainteresowani muszą poczekać} Wybrałam wtedy Busko Zdrój, bo w miarę blisko i miejsce, gdzie złoża dobroczynnej siarki, borowiny interesowały mnie najbardziej. Nie wiedziałam o wielu rzeczach, nie znałam wtedy właściwości wymienionych złóż, ani też nie wiedziałam co znaczą ultradźwięki, prądy kotza czy jonoforeza. 

Mój stan zdrowia był jak na młody wiek opłakany. Jednak postanowiłam zawalczyć o siebie, zadbać najlepiej jak tylko było można. Na zewnątrz śnieg po pachy i mróz, a ja z walizką ,,do wód'' Nie miałam pojęcia co tam w tym Busku Zdroju zastanę, nie wiedziałam nic na temat sanatorium. Trafiłam do tzw. molocha, który zapewniał wypoczynek dla dwóch tysięcy osób jednocześnie. 


Wizyta u lekarza, pielęgniarki i dietetyczki, przydział pokoju, karty zabiegowej i wielu innych dobrodziejstw jak się później okazało, wymagało nie lada sprytu, by na czas sprostać wszystkiemu. Jednak czas szybko mija i niczym kameleon przeistoczyłam się w stuprocentową kuracjuszkę, która w mig opanowała znajomość odpowiednich miejsc, dróg i korytarzy do jadalni, do bazy zabiegowej i pani wszechstronnie uzdolnionej- oddziałowej. To ona kręciła naszym czasem, momentami upadlała i sprowadzała na ziemię, przypominając o tym, że jesteśmy ,,na kuracji, a nie na wczasach'' 

Wszyscy czuliśmy się jak dzieci w przedszkolu, ale nikt nie narzekał. Podano do stołu- to nic, że w zupie mlecznej pływał gruby kożuch, to nic, że wieczorki taneczne kończyły się wtedy, gdy Warszawa zaczynała się bawić. To nic, że z kąpieli siarczkowej trzeba było użyć siły nóg, by na czas pojawić się u pyskatej pani na masażu wibracyjnym tzw. aquavibronie. Ten lubiłam najbardziej, do dziś korzystam z miejsc, gdzie można go zrobić. {dla mieszkańców gminy Błonie, podpowiadam- jest w przychodni gminnej, niewiele kosztuje i jest bez zaleceń lekarza}

Wtedy byłam młoda, ale też chora, a lekarze specjaliści rozkładali ręce, gdy oglądali moje wyniki badań. Dziś po latach wiem, że postąpiłam słusznie, że gdyby nie moje częste odwiedziny w Busku Zdroju, Kołobrzegu czy Krynicy Zdroju, dziś byłabym kaleką, osobą potrzebującą stałej opieki medycznej. Jednak obecna świadomość i wiedza, która docierała zewsząd, wnikała we mnie powoli, ale skutecznie, spowodowała, że dziś mogę się podzielić tym wszystkim i komuś pomóc. Ciąg dalszy nastąpi...

Komentarze