Wczorajszy delikatny, ale też szczery wpis poruszył wielu moich znajomych, z którymi wtedy było przyjemnie. Po latach rozminęliśmy się, poszliśmy po rozum do głowy i przemyśleliśmy wiele rzeczy. Tamte szybkie znajomości, niczego dobrego nam nie dały, a tylko pozbawiły złudzeń i czasu. Byłam młoda i wielu decyzji czy relacji nieświadoma. Byłam pewna, że ludzie są dobrzy, szczerzy i warto im zaufać. Dziś zrobiłabym zupełnie inaczej. Rozmowom telefonicznym nie ma końca, ale - czas zrobił swoje, zweryfikował i wyeliminował to i owo.
Wtedy liczyły się inne rzeczy, istotne miejsce miały spotkania przy porannej kawie i te przy dancingowym stoliku, wykupionym na cały pobyt. Ktoś zapyta; O co chodzi z tym stolikiem? Ano, o to, że mogłam sobie ten czy inny opłacić, by żaden nieznajomy czy jakaś lokalna hiena nie mogła przy nim usiąść. Karteczka ,, Rezerwacja'' miała dla mnie dość spore znaczenie.
To ja decydowałam o tym, kogo zaproszę lub nie do ,,swojego towarzystwa'' Ustalałam zasady z kim wypiję tzw. brudzia, a kogo potraktuję z góry. Takie istniały zasady na turnusach, tylko ten, który je znał mógł się w tym wszystkim odnaleźć- reszta mogła tylko pomarzyć lub ewentualnie podpatrywać. Bywałam również z mężem, ale ten fakt, niczego nie zmieniał. Wszyscy bawiliśmy się przednio.
Przez cały turnus, czy to tygodniowy, dwutygodniowy czy ten z NFZ czy ZUS obowiązywał reżim. Nie można było spóźnić się na zaplanowany zabieg leczniczy, nie można było palić papierosów w pokoju, pić alkoholu, ani być pod jego wpływem na terenie całego obiektu. Za jakiekolwiek niepodporządkowanie się organom obiektu, groziło dyscyplinarne wywalenie z turnusu. Owszem, była akcja, w której dwie eleganckie damy pobiły się nad ranem o ....pewnego jegomościa.
Ten lokalny niepracujący waćpan, utrzymywał się głównie z tego, że ,,wyrywał'' do tańca nowo-przybyłe kuracjuszki i obiecywał wspólne życie. Za którymś razem, przeholował i to go zgubiło. Trafił do pokoju nie jednej, a dwóch dość zamożnych dam, co zakończyło się wezwaniem policji i natychmiastowym opuszczeniem pensjonatu przez całą skłóconą i ledwie żywą trójkę.
Wtedy nic nie przerażało, nawet pobudka na kąpiel borowinową czy bicze szkockie o 7 rano. Obecnie miałabym z tym spory problem, choć na kriosaunę ogólnoustrojową wstanę, bo wiem i znam jej dobroczynną wartość. Chociaż teraz mam więcej lat, ale też i więcej doświadczenia w tej materii. Schorzenia reumatologiczne, neurologiczne, kardiologiczne, ortopedyczne czy te związane z ogólnym stanem zdrowia, wyciszeniem czy odpoczynkiem od pracy, toksycznych osób i niewłaściwej pogody. [fotka od Doroty, w tle Belwederska, dziś zaniedbana, opuszczona i mało przyjemna]
Te i wiele innych miejsc do tego przeznaczonych, ale czy tak do końca? Czy te pensjonaty nam rzeczywiście służą, czy poddani wszelkim zabiegom wrócimy do domu zdrowi? Czy napewno jest tam tak dobrze? Czy taki pobyt wart jest tych czy innych pieniędzy? O tym już wkrótce. Zapraszam! Można też zostać obserwatorem mojego bloga i mieć dostęp w każdej chwili do nowych, ciekawych informacji.
Wspomnienia dobre, czasem te gorsze, pozostaną z nami na długo. Nikt nam ich nie odbierze.
OdpowiedzUsuń