Dla zainteresowanych. {Covid-19 część 1}


Pod koniec lutego 2021 roku, gdy szalała pandemia Covid 19, uważałam na siebie bardziej niż zwykle. Przemywałam ręce płynem odkażającym, myłam je częściej, niż normalnie. Maseczka była jak codzienna toaleta, niczym makijaż na bal. Cały, kilkuczęściowy opis tego, jak i co potem?- Znajdziecie w archiwum z lutego 2021 roku. Zainteresowana Covid 19 specjalnie nie byłam, ale czytałam wieści z kraju i ze świata. Słuchałam opowieści osób, które nie ufają wiedzy, ani medykom, a raczej mądrościom zasłyszanym w netach. Ja również piszę ,,w necie'' więc słuchać mnie nie jest konieczne, ale czasem warto zaczerpnąć czegoś, co może zaskoczyć, a nawet zabić. 



Nic nie zapowiadało choroby, jak zwykle koniec weekendu, spędzony z wnuczką w pobliskim, miejskim parku. Wśród jesiennych liści, podążających na cmentarz ludzi i dzikich kaczek na brzegu rzeki Rokitnicy. Wszystko po staremu, cieplutko, słonecznie i radośnie. Wieczorem coś mną ,,szarpało'' miałam wilczy apetyt, jednocześnie kilka smaków na ,,coś''. Herbata nie smakowała, a tym bardziej białe wytrawne wino, nic nie smakowało tak, jak normalnie. Wcześniej niż zwykle położyłam się spać, jednak w nocy wybudzał mnie ból, gdyby można nazwać go od stopnia, z jakim wystąpił- to był Mega Ból, a raczej ,,Bólisko''


Nad ranem mokra była moja nocna koszula, poduszka, kołdra i wszystko to, co pode mną. Jak wyciśnięte z Frani szmaty, nadawały się tylko do zmiany na suche. Podjęłam ryzyko i zażyłam lek, który zawsze mi pomagał. Jednak tym razem nie zadziałał. Po wypiciu porannej herbaty [na nic innego nie miałam ochoty]położyłam się do czystego łóżka i zasnęłam. Po dwóch godzinach, z gorączką 38,6 wybudził mnie potworny ból głowy. Z tyłu, z przodu, w środku, bolał tak bardzo jakby za moment miało wydarzyć się coś strasznego, coś po co wzywa się karetkę pogotowia. 

,,Szlachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, Aż się zepsujesz...''
Jeszcze jedna magiczna kapsułka, ale nic, ból jak był tak jest. Walczę z nim nadaremnie, zasypiając i budząc się z myślą, że poszedł sobie w cholerę. Zjadłam pomidora[naszło mnie] wypiłam dwa litry wody, z przerwami, ale ból mięśni, stawów, głowy i ,,całego człowieka'' nie minął. Temperatura wahała się od 38,8 do 37,7, pot lał się niczym ten na upalnej plaży. Nie było to jednak przyjemne, ale dołujące i przerażające. Na szczęście służba zdrowia [ta lokalna, raczej zaufana] stanęła na wysokości zadania. Po 18.00. zrobiono mi test i wyszedł taki, jak przeczuwałam{covid 100%}

Dostałam stosowny lek, wskazania do leżenia, przesypiania i picia sporej ilości płynów. Po godzinie temperatura jakby opadła do 36,8 dało się zasnąć i przespać do rana. Jednak przenikliwy chłód, mimo ciepłej kołdry i dwudziestu paru stopni w pokoju, nie dawał za wygraną. Trzęsło mną i telepało na wszystkie strony. Kolejny dzień wydawał się na przystępny zdrowotnie, myślałam, że ,,szybko poszło'' Wzięłam prysznic, zjadłam tosta[ miałam na niego ochotę] wypiłam swój ogromny kubek zielonej herbaty. Było jakby lżej, już nie miałam podwyższonej temperatury[to za sprawą pewnej podłużnej tabletki]w nosie czysto, gardło też wydawało się zdrowe. Jaki był mój stan dziś, pierwszego dnia listopada, napiszę później. Jedno dodam; Pierwsza jaskółka wiosny nie czyni...ano tak. Do zobaczyska!

Komentarze

  1. A to pech! Mnie lekarz radził, żeby jeść dużo cytrusów. Mandarynki i pomarańcze jakoś wchodziły. Nie wiem czy pomagały. Spałam dwie doby, więc dużo nie zjadłam. Szybciutko przegoń paskudę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz Covid-19 dopadł mnie w lutym 2021, wtedy nie byłam zaszczepiona i był dramat, pisałam o tym. Teraz trzymało mnie kilka dni, masakra! Staram się uważać, ale jednak dopadło mnie. Życzmy sobie Anno zdrowia, pogody i optymizmu. Dziękuję za komentarz.

      Usuń

Prześlij komentarz