#urodziny #świętowanie i Utwór naszej młodości, kliknij
Wpis, tekst, a raczej przekaz jest dla pewnej osóbki. Poznałyśmy się dawno temu, polubiłyśmy i...wypiłyśmy ocean wina. Były tańce, hulanki i swawole - nie do rana, bo o poranku była kąpiel borowinowa albo siarczkowa. Trzeba było wstać, zwlec się z bardzo niewygodnego łóżka, spojrzeć w odrapane łazienkowe lusterko, złapać ręcznik, wskoczyć w bamboszki i gnać do łaźni. Tam, za parawanami, za kotarami, oddziałowe, przełożone i często niedospane jaśniepanny, lały zimne strumienie.
Nastawiały gorące wanny, szykowały swe zmierzłe łapy do masażu. O świcie, człek głodny i niewybredny, brał, co dawali. Dziś, po latach w człowieku tyle wrażliwości, a zarazem doświadczenia, że czego nie dotknie, to siny znak pozostaje na długo. Alergia na niemal wszystko, zgaga, refluks i co tam jeszcze chwyta się nas niczym motyl kwiatka. Tu strzyka, tam łamie, nie wspomnę o korzonkach, lodowatych stopach i uderzeniach gorąca. Znajoma dobrze zapamiętała- działo się! No, działo. Kości młode, mięśnie naprężone, głód przygód rósł w miarę jedzenia. Jednak bardzo szybko stało się jasne; To już jest koniec! Nie robię nic, ponad siły. Zapasy wszelkich chęci, zapędów i marzeń uległy wyczerpaniu.
Wtedy wszystko się chciało, łapało w lot. Nic nie przeszkadzało, nic nie wadziło, a wiele rzeczy nadzwyczaj smakowało. Dziś, po latach doświadczeń, po mordęgach życia codziennego i po trudach typu; jestem ładna kochanie?- Zostań proszę!- Idź w pissstu! Nie pozostaje nic innego, jak polubić się. Zaprzyjaźnić z obolałą wątrobą, zaoszczędzić na woreczku, uporządkować w jelitach czy zbadać oczy. Peseloza dotyka każdego z nas, wcześniej czy później dotkniesz jej dna. Zapoznasz się z ulotką, zrobisz przesiew, nakleisz plaster na bolące plecki i z dumą nasikasz do pojemniczka. Wypuścisz powietrze głośniej, niż kiedyś. Zatrzaśniesz się w łazience.Koleżanko, rozmawiałyśmy o tym. Poznałyśmy się ponad dwie dekady wstecz, miotły nam wtedy trzeba było wetknąć w ręce, to może losy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Choć niczego nie żałuję, to żal jednego; a mianowicie tego, że wiele rzeczy już nie da się przysposobić, przetrawić, a raczej skosztować. Tego nie wolno, tamto szkodzi, a jeszcze coś innego, po prostu zabije. Co za czasy, już nic nie można. To lekarz, to czkawka, to brodawka, to znów słyszę; Po co ty czytasz te ulotki! One są dla idiotów. Mój osobisty pesel mówi mi jedno; żyj jak nigdy dotąd! Życzmy sobie wszystkiego najlepszego!!! I ten prezent [od konesera muzy wszelkiej] -o zmierzchu; Biały longplay Smoke, będę słuchać i drzeć z głowy to, co jeszcze się ostało. Wszak to moja młodość, czas lekki i przyjemny, dziś jest zupełnie inaczej. Jak? ...
Wpis, tekst, a raczej przekaz jest dla pewnej osóbki. Poznałyśmy się dawno temu, polubiłyśmy i...wypiłyśmy ocean wina. Były tańce, hulanki i swawole - nie do rana, bo o poranku była kąpiel borowinowa albo siarczkowa. Trzeba było wstać, zwlec się z bardzo niewygodnego łóżka, spojrzeć w odrapane łazienkowe lusterko, złapać ręcznik, wskoczyć w bamboszki i gnać do łaźni. Tam, za parawanami, za kotarami, oddziałowe, przełożone i często niedospane jaśniepanny, lały zimne strumienie.
Nastawiały gorące wanny, szykowały swe zmierzłe łapy do masażu. O świcie, człek głodny i niewybredny, brał, co dawali. Dziś, po latach w człowieku tyle wrażliwości, a zarazem doświadczenia, że czego nie dotknie, to siny znak pozostaje na długo. Alergia na niemal wszystko, zgaga, refluks i co tam jeszcze chwyta się nas niczym motyl kwiatka. Tu strzyka, tam łamie, nie wspomnę o korzonkach, lodowatych stopach i uderzeniach gorąca. Znajoma dobrze zapamiętała- działo się! No, działo. Kości młode, mięśnie naprężone, głód przygód rósł w miarę jedzenia. Jednak bardzo szybko stało się jasne; To już jest koniec! Nie robię nic, ponad siły. Zapasy wszelkich chęci, zapędów i marzeń uległy wyczerpaniu.
Wtedy wszystko się chciało, łapało w lot. Nic nie przeszkadzało, nic nie wadziło, a wiele rzeczy nadzwyczaj smakowało. Dziś, po latach doświadczeń, po mordęgach życia codziennego i po trudach typu; jestem ładna kochanie?- Zostań proszę!- Idź w pissstu! Nie pozostaje nic innego, jak polubić się. Zaprzyjaźnić z obolałą wątrobą, zaoszczędzić na woreczku, uporządkować w jelitach czy zbadać oczy. Peseloza dotyka każdego z nas, wcześniej czy później dotkniesz jej dna. Zapoznasz się z ulotką, zrobisz przesiew, nakleisz plaster na bolące plecki i z dumą nasikasz do pojemniczka. Wypuścisz powietrze głośniej, niż kiedyś. Zatrzaśniesz się w łazience.Koleżanko, rozmawiałyśmy o tym. Poznałyśmy się ponad dwie dekady wstecz, miotły nam wtedy trzeba było wetknąć w ręce, to może losy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Choć niczego nie żałuję, to żal jednego; a mianowicie tego, że wiele rzeczy już nie da się przysposobić, przetrawić, a raczej skosztować. Tego nie wolno, tamto szkodzi, a jeszcze coś innego, po prostu zabije. Co za czasy, już nic nie można. To lekarz, to czkawka, to brodawka, to znów słyszę; Po co ty czytasz te ulotki! One są dla idiotów. Mój osobisty pesel mówi mi jedno; żyj jak nigdy dotąd! Życzmy sobie wszystkiego najlepszego!!! I ten prezent [od konesera muzy wszelkiej] -o zmierzchu; Biały longplay Smoke, będę słuchać i drzeć z głowy to, co jeszcze się ostało. Wszak to moja młodość, czas lekki i przyjemny, dziś jest zupełnie inaczej. Jak? ...
Komentarze
Prześlij komentarz