Porzeczka czerwona, pożywna, bogata w wiele cennych witamin, zapomniana. Nie uprawiana tak jak kiedyś, ze względów ekonomicznych. Mało przydatna, choć niezwykła. Nie wymaga zbyt wiele, a gałązka wetknięta do ziemi, zaopiekowana i pokochana - wyrośnie na śliczny, dorodny krzak. Wystarczy raz na jakiś czas do niej podejść, na jesieni dokarmić, zimą zerknąć czy nie podkopał się pod korzeń kret lub nornica. Wczesną wiosną znów podać kapkę witaminek dla roślinek. Obecnie brak upraw porzeczek, tych czerwonych, żółtych i czarnych. Zbyt niska ich cena w hurcie, brak zainteresowania, bo; skubania, przekładania koralików. Łatwiej kupić zabarwiony skład w słoiczku, z napisem EKO (eko sreko do frajerów, którzy wierzą w bajki). To, co napisał producent liczy się najbardziej, ale wiadomo- pisać można teraz wszystko, tylko po to, by dobrze sprzedać. Rzodkiewka, bo o niej mowa, zawsze smakuje podobnie. Choć z reguły ta wczesna, najbardziej wyczekiwana nie udaje się zwykle. Odnoszę wrażenie, że ziemia jest jeszcze nie gotowa w marcu. Zawsze, gdy chcę uprawić, stworzyć rzodkiewkę na Wielkanoc, ta sprawia mi psikusa. Nie wyrasta jak trzeba, a raczej rosną kikuty z długimi liśćmi. Atakuje ją wszelkie, głodne po zimowym śnie robactwo. Liczę na chrupanie, na wiosenne podjadanie, a tu nici. Ta z marketu, często nie widziała ziemi, gleby, słońca, ludzkich zachowań. Masowo uprawiana, pakowana do plastiku, na próżno szukać w niej jakichkolwiek witamin. Teraz i u mnie jest, pyszna ,,Carmen'' wyjątkowa.
Komentarze
Prześlij komentarz