Cypr 1993.


Mam sporo miłych wspomnień z Cypru. Sam lot z Warszawy  do Larnaki już był dla mnie niezwykłym przeżyciem.  Zaczęło się niefortunnie, mało kto latał wtedy na Cypr czy w inne, ciepłe miejsca. Mało znanym i mało dostępnym było-  podróżowanie samolotem. Na moment,  samolot wylądował w Pafos, ale tylko po to, by zabrać po drodze kilku zatrudnionych w lesie,  robotników. Po prostu, zatrzymał się, oni weszli do środka, a stary, wysłużony ,,Ił - 62 czy 18 D'' {tak sobie myślę, że to był jakiś IŁ}- podniósł się do góry i ruszył  śmiało do Larnaki. Palono wtedy w samolocie papierosy, mało tego- wszyscy podróżujący je palili. {to moja pamiątka z Cypru, przetrwała wiele}...

Popielniczki były fabrycznie wmontowane w fotel, dymu było w środku tyle, że miałam wrażenie, jakby ten dym uniósł samolot w górę. Siwo, szaro, a my popijaliśmy wtedy koniak w szklaneczkach do whiskey, dla abstynentów i nieletnich był sok pomarańczowy z kartonów,  z niemieckimi napisami. Rząd podwójnych foteli po lewej i prawej stronie, zielone, filigranowe firaneczki, oddzielające personel pokładowy od pasażerów.  

Oczywiście zwiedziliśmy całą, dostępną część wyspy, gdyż wschodnio- północna jej część jest turecka [wtedy zamknięta dla turystów] Tak to zapamiętałam, wtedy chyba chodziło o stolicę Cypru- Nikozję. Tak, za zamkniętą, okratowaną bramą, stał uzbrojony z widoczną giwerą. A pisząc o stromych i niebezpiecznych szlakach, miałam na myśli jazdę w górach Troodos, gdzie obok drogi dla aut można było zauważyć narciarzy w samych szalikach i lekkich strojach. Pod koniec marca na Cyprze temperatury przekraczają już 20 st.C. Jest to idealna pora, gdyż po pierwsze; temperatura powietrza odpowiednia, woda jak w lipcu w Bałtyku, no i przede wszystkim mniej turystów. Choć teraz, nie do końca, ale piszę to, co ja zapamiętałam. {był luz i komfort} Sporo zwiedzania, degustowania i podziwiania. Dobrze mieć własnego przewodnika! My mieliśmy Tomka, który tam mieszkał. Niestety, nie odwiedziłam więcej Cypru. To, co zobaczyłam i zakodowałam, wystarczyło mi na tyle, by o tym wspomnieć i napisać,  po trzydziestu latach. [więcej przeczytacie w internecie, jest tego, cała masa]

Limassol,  na południu wyspy i przydzielony nam hotel, jedyny wtedy przy kamienistej plaży, reszta dopiero w planach. To był marzec 1993 rok, ulice pełne zimowych odmian pomarańczy, w górach śnieg, a my szczęśliwi, mimo lewostronnego poruszania się po drogach. Najgorsze było to, gdy niewielkim jeepem wjeżdżaliśmy wąską, kamienistą drogą na szczyt góry Olimp. Droga wiła się stromymi i bardzo niebezpiecznymi odcinkami. W głębi, w pobliskich chaszczach można było wypatrzeć wraki aut, co dodawało momentami dodatkowych emocji i panicznego strachu. Niestety, nie posiadam fotek z tamtego okresu, bo mało kto je wtedy robił. Turyści po prostu zwiedzali, cieszyli się widokami, nie tracili czasu na zbędne - dziś wręcz obowiązkowe ,,selfie''. Owszem ,,japońce''czy inne, ,,skośnookie'' - są wszędzie, dawno temu już mieli bzika na fotografowanie. 



Komentarze