Zdecydowanymi krokami zbliża się 1 dzień listopada, wielu cieszy, bo... Odwiedzą groby, popatrzą na fotografie, przyniosą kwiaty, znicze. Niejednokrotnie wspominałam na łamach swojego bloga bliskich mi zmarłych. Przytaczałam ich ciekawe, skomplikowane lub też odważne życiorysy. Żył, był i umarł- takie życie.
Przychodzimy na ten świat, by wziąć tyle ile nam się uda, dać ile kto może. Nikt wiecznie nie będzie żył. To po co te wszystkie ,,zachody'' ,,podchody'' i zawody? - Jak popaprany jest człowiek, że przez całe swoje życie toczy walki, kłóci się z żywymi, a daje wspomniane kwiaty, znicze zmarłym. Jak nisko upadł człowiek, nie daje szansy drugiemu, żyje bez rozmowy z bliskim czy dalszym krewny, ale...gdy ten umrze- leci na jego pogrzeb, składa hołd, wygłasza peany.
To żywy, ponoć inteligentny, rozumny, nie znajduje czasu na zwykłą rozmowę przez telefon, na spotkanie, na krótkie odwiedziny czy zaproszenie na kawę, choćby do pobliskiej kafejki. Jednak na stypę po zmarłym polezie, będzie wspominał - znajdzie czas. Całe niemal życie spędzi ten sam, żywy na unikaniu kuzyna, znajomego, bo nie jego liga, bo nie pasuje do towarzystwa. Po śmierci będzie płakał, wyda sporo gotówki na stosowny wieniec, by być zauważonym. Żarliwie się będzie modlić, biegać co tydzień na pobliski cmentarz. Zawalać grób, a tym samym planetę, wszelkim tandetnym kwieciem, bezwartościowymi błyskotkami, aniołkami i czym się jeszcze da. Jednak - czy to ważne? - Czy zmarły to widzi, czuje? - Nie! to tylko nasza chora wyobraźnia i...kościelne zabobony. Amen.
Komentarze
Prześlij komentarz