Ten on, makaron- wkurzona Ona, nic więcej nie trzeba. Jeśli ma być to notatka codzienna, to proszę bardzo. Poszłam, a raczej pojechałam do marketu, a tam- młoda, ciemnowłosa, nieświadoma swoich marketingowych poczynań dama, poszła po bandzie. Zaoferowała mi makaron, q...kluski czy chusteczka wie co to było. Smakiem - po ugotowaniu przypominało hmm; tekturę, choć tej jeszcze nie konsumowałam, ale był twardy, raczej gumowaty i miał smak stęchłego papieru. Psiakrew!- nie lubię promocji, aplikacji i tym podobnych. Płacę, więc wymagam. Jednak wspomniane proporcje i procesy nijak się mają do tego, co mamy w głowie i planach. Wkurw zwiększył swoją moc wraz z tym, co na talerzu. Postanowiłam zrobić swój, własnoręcznie utworzony makaron. Tylko pytanie: Dlaczego wszyscy nas trują? Zysk po pierwsze!
W mojej włoskiej maszynce do robienia makaronu, są dwie opcje. Mogą być nitki i wstążki. Najlepsze w tym prostym urządzeniu jest oczywiście to, że ciasto samo się wałkuje. Jest zwykły przełącznik na to, by ciasto było grubsze lub idealnie cieniutkie niczym pergamin. A co do makaronu; na stolnicy zagniotłam ciasto czyli mąka z żółtkami, trochę masła i szczypta soli. Luźne i wilgotne ciasto pokroiłam na kilka części i wkładałam do maszynki. Moim oczom ukazywały się wąskie i cienkie płaty ciasta, które po chwili wkładałam znów do maszynki, w tryby makaronowe. Po kilku sekundach makaron wydobywał się ze środka, a ja chrzciłam go dużą porcją mąki. Można go zagotować lub wysuszyć. Ja lekko przesuszony wkładam do odpowiednich torebek i zamrażam. W razie potrzeby wrzucam do wrzątku i obiad gotowy.
Komentarze
Prześlij komentarz