Transformacja [część 1]

 

Zacznę od końca, od tego, co teraz. Jest pięknie, a spokój i wyobraźnia zaprowadza mnie często tam, gdzie do tej pory wejść nie można było. Zakaz odgórny, wejście dla wybranych. Trzeba było wyszeptać swoje winy, grzechy i złe uczynki panu, który zrobił z nich nie raz użytek. Stać grzecznie, słuchać, lekko schylać się, to znów klękać i błagać o przebaczenie. Jako dziecko byłam ciekawa świata, przeglądałam stare gazety, które zalegały na strychu. Szybko nauczyłam się czytać, nie słuchać. Zastanawiały mnie istoty boskie i ich przemieszczanie się po niebie. Pragnęłam być dobrą, uczynną i ufną dziewczynką, dzieckiem usłużnym i pracowitym. Wierząc przedstawianej mi bozi, utożsamiałam się z fruwającymi aniołami i bożkami. Zapytałam kiedyś starszych, mądrzejszych; Co to są te trzy osoby boskie? - Jak to trzy w jednym?

Natenczas usłyszałam, że ,,trzeba wierzyć, dla samej wiary'', mój świat od tamtej pory łapał dystans. Jeszcze bardziej chciałam wiedzieć, podsłuchać dorosłych, co mówią na tematy związane z światem, którego mi nie objaśniono. Temat tabu, zakazany, przeklęty- dla mnie wciąż był kłopotliwym w sensie nieodkrytego i niezbadanego. Samo chodzenie do kościoła, słuchanie o diabłach, czyśćcu i niebie dla wybranych mi nie wystarczało. Pragnęłam dotknąć tego mojego boga, spotkać go, dopytać i zbadać jego intencje. Znów okazał się niedostępny, a dorośli tłumaczyli to tym, by ufać i nie przestawać w modlitwie. Jako dziecko rozpoznawałam szybko czym jest dobro, a czym zło. Choć ,,utrącano mi łeb'', szłam dalej, bardzo chciałam wiedzieć kim jest ten bóg, którego podobno noszę w sercu, który dał i zabierze mi życie. Cdn.


Komentarze